Ludzie się tak bardzo zmieniają… Wydaje Ci się, że ich dobrze znasz, są Ci najbliżsi, nie krzywdzą, są wszystkim…a któregoś ranka budzisz się i okazuje się, że zostałeś sam. Świat zmienia się nie do poznania. Brakuje w nim jakiegoś stałego, ważnego elementu tak, jak w puzzlach, gdy nie ma jednego nie zobaczymy całości obrazu. Wszystko wydaje się trudniejsze, inne, nieznane, smutne. Proste sprawy stają się nie do rozwiązania, a Ty nie masz kogo poprosić o pomoc. Dlaczego zawsze jest tak, że to Ci, którzy ''nigdy'' nie zawodzą, ranią najbardziej?