właśnie wróciłam do domu.
zdjęłam kapcie (haha...... w czym innym miałabym iść do heliosa...) i postanowiłam napisać Wam, że pomimo nawału pracy, chronicznego braku czasu i ogromnego poczucia winy, dałam się justynie wyciągnąć do kina.
nie wiem, co dodać do tego wyznania ;). muszę ten film odespać, żeby stwierdzić na pewno, czy to tylko świetny film, czy też "master piece". ale wydaje mi się raczej chyba, że tykwer podołał. (ukłon dla nieświadomych :D : tykwer to reżyser).
scena orgii w pełni satysfakcjonująca!! nie mogłam oderwać oczu ;) a wishaw... niesamowity. najlepszy aktor w filmie. chciałabym zobaczyć go w teatrze.
a sesja już mnie zabija. a przecież jeszcze TYLE CZASU... 5 egzaminów (ej we, piszcie, ile Wy macie! wpisujcie się i spoko focia....).
pzdr