Wyostrzone receptury do granic czasem mam dosyć,
Mam pewność, że jestem chory, pierdolą mnie ich diagnozy,
Służy magistry, doktory, szamani, wiedźmy, znachorzy,
Kiedyś za te metafory rzucaliby mnie na stosy,
W pomieszczeniu zadymionym wprawiam mózgi w stan narkozy,
Niosę styl zaginiony jak manuskrypt z Saragossy,
Zanim stworzą serum, wiem jedno, że pan nas stworzył,
Po to by w tym koloseum wygrywali gladiatorzy,
Nie ruszaj się jeszcze czekaj, przecież tnę Ci potylicę
Skalpel płynie przez marcepan, sięgam po pilniczek,
Zaufałeś mi jak dziecko, a ja szperam Ci w psychice
Wróć na obrotowe krzesło, zwariujesz od przywidzeń,
Powiem to co mam powiedzieć
Czuję, że ten świat mnie słucha,
Nie umiem myśleć co będzie, wycieram tylko krew z ucha,
Posłuchaj ołów ma zapach, zaufaj, znam się na kwiatach
I niech ślepe kule niesie ten co zwie się Akrobata!
Cześć, śmiecenie czas zacząć.
Jeśli chcesz poinformować mnie o zaistniałym bałaganie na tle zdjęcia, to pragnę Cię uświadomić, że o tym wiem!:-)
Odnoszę dziwne wrażenie, że nigdy się tego nie pozbędę. Dlaczego te niechciane wspomnienia wracają do mnie, gdy tylko wrócę do domu.
To już jest chore.