photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 12 LUTEGO 2013

Dzień 1, czyli start.

Witajcie kochane ; * Jak się trzymacie? Ja mam za sobą właśnie pierwszy dzień. W sumie to spędziłam go prawie w całości poza domem. W każdym razie było cudownie. Phi, to słowo tu nie pasuje. Ten dzień na długo wpisze mi się w pamięć, ale po kolei. Rano pojechałam z Mateuszem [moim chłopakiem] na lodowisko. Nie wiem, co tam się działo, ale zjechała się jakaś dzieciarnia i tafla zamieniła się w przedszkole XXL. Upatrzyliśmy sobie takie małe grubiutkie dziecko. Śledziliśmy je, a Mati cały czas naśladował jego myśli: O tak kurwa, jestem taki zajebisty! Aaa, wszystkie dupy są moje! Jaka ładna, zerżnę ją! O kurwa, kurwa, kurwa, zaraz się wypierdolę! Nie potrafiłam tam nerwowo wytrzymać. On to zawsze wie, jak mnie rozbawić do łez. Przy okazji poduczył mnie w jeżdżeniu na łyżwach. Moja jazda wygląda niestety tak, jakby ktoś wsadził mi kija w tyłek [wybaczcie mi to wulgarne określenie i w ogóle każdy wulgaryzm, jaki znajdzie się w którymkolwiek z postów]. W końcu pojęłam, co to znaczy wyluzować nogi. Miałam z tym ogromny problem. Teraz jeszcze tylko to dopracuję, nauczę się jeździć tyłem i robić przekładankę, a już nikt mi nie zarzuci, że jeżdżę jak pokraka. Co ważniejsze, przestanę robić swojemu chłopakowi wstyd i będzie mógł przynajmniej śmigać szybko ze mną, chociaż w sumie i tak to robi. Mniejsza z tym. O dziwo się nie przewróciłam, chociaż glebę mam zaliczoną, ale to z jego winy. Chciał mnie nauczyć jeździć do tyłu, przy czym pchając mnie sam się przewrócił i tak oboje wylądowaliśmy na lodzie. Przynajmniej było się z czego pośmiać. Później została nam godzina do przyjazdu autobusu, więc postanowiliśmy sobie pochodzić po Zdroju. Ubóstwiam tę dzielnicę! <3 Tam Mateusz załatwił nam papierosy [nie palę nałogowo, chociaż przez niego robię to coraz częściej] i kupił sobie chipsy w Żabce. Nawiązując do tego, jestem z siebie dumna. Odmówiłam mu dzisiaj nie tylko chipsów, ale i pizzy. Podobało mi się, że nie naciskał. Resztę dnia spędziłam u niego, pomijając już fakt, że biegłam 2,5 km do domu, żeby szybko zjeść obiad i zdążyć z powrotem na autobus. W ogóle mieliśmy dzisiaj takie dobre spotkanie. W pewnym momencie mnie przytulił i wyznał, że bardzo mnie kocha, że jestem idealna, taka dobra i słodka, że zawsze mogę mu się wygadać, że jest ze mną szczęśliwy, że mogę przy nim płakać, a on postara się mi pomóc, powiedzieć, że wszystko się ułoży, doradzić, pocieszyć... Gdy to mówił, zrobiło mi się smutno i poryczałam się przed nim. Potrzebowałam trochę czasu, żeby dojść do siebie i odpowiedzieć na jego pytanie o powód mych łez. Wyrzuciłam z siebie tylko tyle: Bo ja siebie tak nienawidzę... Nie cierpię siebie... Swojego obrzydliwego ciała, swojego wyglądu, swojego wnętrza, swojej psychiki... A ty mnie kochasz i twierdzisz, że jestem perfekcyjna, kiedy to ja nie potrafię tak myśleć.

 

Dobra, rozpisałam się. Tak czy siak nikt tego nie będzie czytał, ale chciałam podzielić się z Wami moim szczęściem. Wracając do diety, to mój dzisiejszy bilans:
Śniadanie: bułka grahamka z plastrem żółtego sera i plastrem drobiowej szynki
II Śniadanie: kawa u Mateusza
Obiad: 2 gołąbki z odrobiną surówki
Podwieczorek: kawa u Mateusza
Kolacja: pół kromki chleba z plastrem szybki drobiowej, plastrem pomidora i plastrem jajka na twardo
Zjadłam zdrowo, normalnie, bez wyrzucania i ukrywania jedzenia. Tak w ogóle to pierwszy raz od ponad pół roku poczułam, co to znaczy jeść śniadanie. Nie robiłam tego. I wiecie co? Czułam się naprawdę napchana i nie miałam ochoty na więcej w późniejszych porach dnia. Nie ćwiczyłam dzisiaj, bo nie miałam czasu, ale jak można zauważyć, miałam bardzo aktywny dzień, także na pewno coś spaliłam. Poza tym nie mam zamiaru się katować i winić za to, że nie ćwiczyłam - odchudzanie ma być przyjemnością! Do tego powstrzymałam się od liczenia kalorii, chociaż przygotowując posiłki miałam tabele przed oczami i gdzieś w głowie tliło mi się, żeby wybrać to, co zawiera ich najmniej. Szybko oddaliłam te myśli. Na koniec powiem tylko tyle: Anoreksjo, wypierdalaj!

Dzisiejsze zdjęcie to Adriana Lima, jeden z aniołków Victoria Secret. Nie wspominałanm o tym, ale jestem modelką [bynajmniej byłam], ale teraz znowu do tego powróciłam i kończę kolejny kurs. Ona jest dla mnie inspiracją. Ciało na medal!

Przepraszam Was jeszcze raz, że tyle napisałam, ale jakoś tak wyszło. Następnym razem będzie mniej, obiecuję! Trzymajcie się chudo ; *

Komentarze

barcelonianka A ja przeczytałam WSZYSTKO, podskoczysz mi? <3 Oby tak dalej:*
12/02/2013 0:03:55
Junior mrslovelybones Nie podskoczę Ci, mogę być z Ciebie jedynie dumna <3
12/02/2013 0:42:37