Jest spokój jaki nie idzie opisać i wyrazić słowami
tego co można odnaleźć tylko w ciszy,
gdy nikt się nie odzywa, a za to ciągle milczy.
W takiej chwili kiedy twarz wystawiamy ku słońcu,
By móc złapać ostatnie jesienne promienie.
Właśnie może dlatego mam taką słabość do nich.
Choć biorąc wzór z Ikara nie zbliżając się za bardzo.
Bo posiadam świadomość jak czas przecieka sam sobie między palcami.
A także wszystkich konsekwencji takich czynów.
Jednak nieodpartą ochotę mam na zatoniecie w nich.
Lub przynajmniej zamknięcia ich w dłoniach.
W końcu i tak obiecałam sobie, że nie będę pisać
o miłość, gdy nie poczuję, że istnieje.
Bo zawsze tak żyłam dość wygodniej
zachowując komfortowy dystans i
mając dogodną kontrolę nad rzeczywistością.
Lecz trudno jest tak egzystować na dłuższą metę,
gdy nie potrafi się zostawić tego co ma się przed sobą.
Bo jak można wytrzymać ból, które tego dotyczy...
Jest jak myśl zapadająca tak mocno w serce
co pękająca kra na jeziorze-tym,
które jest dość tak głębokie i niepoznane.
Ciemność.
Cisza.
Tętent końskich kopyt w głowie.
Jeszcze nie płaczę,
Czekam
Między nami mosty płoną,
Rzeki niewidoczne w kłębach dymu.
Drżę we wspomnień schronie...
Nie za tobą tęsknię
Gonię