Czasem zastanawiam się, jaką misję mam do wypełnienia tutaj, na świecie. Ostatnio powątpiewam w jakikolwiek sens egzystencji. Po raz kolejny życie płata mi figle i postanawia wywrócić się do góry nogami. Przyczyniłam się do tego w dużym stopniu, to prawda. Teraz (dopiero teraz) zdaje sobie sprawe, że każda decyzja, każde działanie w życiu ma swoje określone konsekwencje. Mam przed sobą do przeanalizowania jeszcze kilka 'wyroków' orzekających, co dalej ze mną będzie. Chyba nie jestem w stanie sobie z nimi poradzić. Chciałabym, lecz nie wiem, czy podołam.
Dylemat typu: "mieć, czy być?'
Chciałabym mieć normalne życie. Pełną rodzinę i zwyczajne problemy.
Sypie się.
Jestem zmęczony.
Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.Nienawidzę siebie.