Z jedynej prywatki, na której zagościłam od wigilii święta zmarłych po dziś dzień.
Nieoficjalnie, nielegalnie, czarne światło. Na jedno wychodzi.
Starzy znajomi są jak postaci z innego świata. Żywym reliktem twojego własnego, burzliwego życiorysu. Mogłabym powiedzieć - źródłem historycznym każdej kategorii. Ich opowieści znane wszystkim od podszewki za każdym razem rozbrzmiewające jak nowa, ekscytująca historia. Spojrzenia, w których odmalowują się dwuznaczne sytuacje, krępujące aferki, gwałtowne wyżyny pijackich uniesień, tych dobrych i mniej zacnych.
Starzy znajomi wydają się być stali i niezmienni, spiżowe pomniki naszej przeszłości. Widzę w nich coś magicznego. To portale, jedne z niewielu prowadzące do podróży w czasie. Smutne i dotkliwe. Gryzące sumienie. Bo czemuż to się stało, że pewnego dnia stali się nagle starymi znajomymi? Coś się rozwaliło, poróżniło, rozproszyło i najgorsze ze wszystkich, mefisto w swej klasie - zapomniało i odeszło każde w swoją stronę, może i z lekkim poczuciem pustki, ale z niesmakiem na koniuszku duszy. Bez powodu ludzie odchodzą i przychodzą, tchórze.
My way - Your way
Anything goes tonight..