Czuję się jak stara, wyblakła fotografia, która w deszczu moknie, na dodatek nie mam bladego pojęcia, co spowodowało to, że tak przedstawia się moje samopoczucie. Nauka czeka, ale nie mam ochoty na to i nie wiem jak się zabrać za nią. Wszystko robi się monochromatyczne - jakieś takie czarno białe, a wcale nie chcę, aby takie było. Kolorami zaczynam się brzydzić, a raczej to one mnie obrzydzają, a nawet o mdłości przyprawiają. Tyle, że nie widziałam nic kolorowego od ponad 2 miesięcy.
Chcę popatrzeć w Twoje oczy, bo wtedy wszystko... wszystko... inne jest. Ale już tego nie zrobię.
Rozmowa z TOBĄ, jest mi bardziej potrzebna niż powietrze.
Bo przy Tobie ono wydaje się zupełnie zbędne. Jakieś czary... czy coś.
Przynajmniej z moim zdrowiem psychicznym nieco lepiej. Albo i gorzej. W każdym razie inaczej, bo o ile ostatnio miałam przemożną chęć nachlania się itd. teraz mi przeszło. Teraz już tylko w kółko oglądam horrory, pożeram niezliczone ilości czekolady i jogórtów truskawkowych i... w przerwach gram na keyboardzie.
No nic.
Uwaga: Narzekam. System starej zrzędzącej ciotki się włącza i...
Moje marzenia są bez sensu i na pewno się nie spełnią. Taki wniosek wysnułam. Nienawidzę mojej wyobraźni, bo jest tak niesamowicie wielka i nienawidzę tych wszystkich ludzi, którzy uważają, ze jestem czegoś warta.
ŚMIECHU warta. Chyba.