Czy może być coś lepszego od bycia malutką, drobniutką, chudziutką Azjatką, która aż prosi się, by wziąć ją na ręce jak kotka, przytulać, otulać kocem gdy jej zimno a potem chuchać i dmuchać na tę kruszynkę? Nie.
Wreszcie zebrałam się do sklejenia jakiegoś konkretnego posta. To takie miłe, że ktoś tu wszedł i napisał nawet jedno małe słowo ku pokrzepieniu mego serca. Nie wiem czemu, poczułam się lepiej. Być może to sprawa ogólnie dobrego nastroju. Właściwie, dzisiejszy poniedziałek mogę uznać za maksymalnie udany pod względem odżywiania - a to generuje dla mnie całe szczęście i oznacza, że dzień był udany. Prosta matematyka. Trzymałam się szablonu, nie zjadłam nic nadprogramowego - jestem szczęśliwa. To smutne i fajne zarazem. Niby niewiele do szczęścia potrzeba, a jednocześnie tak mało jest rzeczy, które dają mi radość. A gdzie reszta przyjemności? No właśnie, nie wiem. Gdzieś się w tej całej obsesji pogubiły moje pasje. Będę je również chciała odnaleźć. Dużo mam planów na tę przemianę. Wymagam wielu napraw i poprawek. Tu coś dokleić, tam coś skleić, sprzątnąć, naprawić i złożyć. I będę jak nowa.
Zjadłam to wszystko:
kanapki z wędliną z kurczaka, pomidorem, natką pietruszki i oliwką zieloną.
banan, kanapka z wędzonym dorszem, kubek rosołu + gotowana średnia marchewka.
_
Tak często chcę znów być dzieckiem.