zrzekam się uczuć, zrzekam się namiętności, pięknego nieba, promieni słonecznych.
zrzekam się radości, wesołego uśmiechu, ciepłego głosu... empati, bólu, cierpienia, wszelkich barw, pieknych słów, poezji, porywających przemówień. wyrzekam się człowieczeństwa...
światło mego zycia zgasło, została tylko kurwa, która pod mego życia latarnią stała. utraciłem wszystko, chce odzyskać osobowość!
swą postawą was przekonam że powstanie jest możliwe, i że zacznie się zaraz.
stane na czele armi, rzołnieży bez tożsamości, bez charakteru, zasad, posiadających tylko złe wspomnienia i karabiny.
ubiore czarna koszule, bojówki i ciężkie okute glany. zakradne się nocą do gabinetu mego ojca, wyłamie szuflade w biórku i wyciągne rewolwer. chwyce paczke amonicji i wyjde na ulice, tym razem nie będe krzyczeć...
przyszedłem na Ziemie by w twym sercu wzbudzić strach!
przeciw mej armi stanęła wasza,
huk petard zagłusza odgłosy wystrzałów,
czuje krew napływającą mi do ust,
padam na ziemie...
stajesz nade mną i szepczesz przesłodzonym szyderstwem głosem
"nie będzie żadnej rewolucji, bedzie lekcja umierania..."
UWAŻAJ, bo następnym razem możecie mnie nie trafić....