"Pustka duszy" cz. 6
Pół godziny później weszłam do środka restauracji uregulować rachunek. Stanęłam przed długą ladą, za którą stało paru kelnerów i jedna kelnerka. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie promiennie i podeszła, żeby zapytać co potrzebuję.
- Uregulować rachunek.. - odparłam. Natychmiast przy niej znalazł się chłopak, który wcześniej przyniósł mi wodę do stolika. Biodrem odsunął koleżankę od monitora kasy fiskalnej i spojrzał na mnie, uroczo się uśmiechając. Dziewczyna pokręciła głową z nieukrywanym śmiechem. Nie do końca wiedziałam co jest grane.
- Całe trzy złote poproszę. - powiedział młody chłopak.
Wyskrobałam z kieszeni monety i położyłam na blacie.
- Dziękuję. - bąknęłam. - i do widzenia.
- Miłego dnia! - rzucił za mną, gdy byłam niemal przy wyjściu.
Zaintrygował mnie swoim zachowaniem. Zaśmiałam się nawet pod nosem. Dziwna sytuacja.
Szłam chodnikiem, mijając ludzi. Obserwowałam każdy napotkany sklep, pub, salony gier. Nie było tego dużo, ale zawsze coś. Obeszłam centrum dookoła, zatrzymując się przy wielkim ratuszu. Spojrzałam na zegar wiszący na środku budynku. Żelazne ciężkie wskazówki wskazywały godzinę osiemnastą. Pomyślałam o mamie. Zrobiło mi się głupio, że od niej uciekłam, że zostawiłam ją samą. Usiadłam na jednej z ławek, które otaczały bujne roślinności na samym środku brukowanego placu. Koło mnie przysiadła grupka rozchichotanych dziewczyn, robiąc sobie zdjęcia. Nie zwracałam na nie uwagi. Chciałam zadzwonić do mamy, ale ten pomysł szybko wyparował mi z głowy. Zaczęły by się pytania, oskarżenia, krzyki i zakazy. Westchnęłam głęboko i ruszyłam dalej. Następnym przystankiem była budka z lodami. Kupiłam sobie śmietankową bombę kaloryczną na poprawę nastroju, maszerując ciągle przed siebie. Nagle przystanęłam, bo moim oczom ukazał się wielki szyld na kolorowej kamienicy, informujący o szkole tańca. Serce zaczęło bić mi szybciej na samo wspomnienie tanecznych ruchów samby, salsy.. zatęskniłam za moim tanecznym partnerem - Alanem. Zaczęłam zastanawiać się z kim teraz tańczy, jakie tworzą układy.. omal nie upuściłam wafelka z lodem, gdy poczułam wibracje w telefonie. Wybałuszyłam oczy z niedowierzania, bowiem na ekranie ujrzałam imię Alana.
- Nie uwierzysz, ale ściągnęłam Cię myślami.. - zaczęłam, zanim ten zdążył się odezwać. Zaśmiałam się.
- Hanka, co się z Tobą dzieje? - naskoczył na mnie. Mina nieco mi spadła.
- Nie ma mnie w mieście i nie wiem kiedy wrócę.. - przyznałam zgodnie z prawdą.
- Ale jak to..?
- Masz chwilę, żeby pogadać? - spytałam ze ściśniętym gardłem.
- Mam. Opowiadaj.
Przeszłam kawałek dalej, zajmując miejsce na ławce obok sklepu z odzieżą damską. Nie chciałam wyjść na histeryczkę, nie chciałam się rozklejać, ale Alanowi mogłam powiedzieć wszystko, dlatego z pełnym żalem opowiedziałam mu o mojej obecnej sytuacji. Chłopak był wstrząśnięty. Mogłabym przysiąc, że właśnie kręci głową i wybałusza oczy.
- Muszę pogadać z Twoją mamą. Przecież tak nie może być! słuchaj, a nie da razy żebyś tu wróciła i zamieszkała z.. babcią? wujkiem?
- Chciałabym. Nawet nie wiesz jak bardzo! ale z drugiej strony.. nie mogę przecież zostawić mamy.. wiesz jak ona się czuje.. straciliśmy najważniejszą osobę..
- Wiem, Hania, i w pełni Cię rozumiem.. nie mogę pojąć dlaczego ona Cię.. was, uwięziła na jakimś odludziu..
- Żeby zapomnieć.. odpocząć.. przemyśleć.. nie, w zasadzie ja też nie rozumiem.
Westchnęłam. Alan po drugiej stronie słuchawki zrobił to samo. Zakończyliśmy rozmowę w chwili, gdy usłyszałam w oddali głos młodszej siostry Alana, pragnącej zagrać z nim w kosza. Pożegnaliśmy się i schowałam telefon do kieszeni. Wstałam, żeby jak najszybciej dotrzeć do domu. Wyszłam z centrum ratusza i stanęłam koło banku. Wcześniej widziałam w tym miejscu przystanek, dlatego podeszłam, żeby przejrzeć rozkład jazdy. Oznakowane autobusy nic mi nie mówiły. Byłam bezradna i załamana. Dodatkowo rozmowa z Alanem przyniosła odwrotny skutek do zamierzonego. Czułam się jeszcze gorzej, a tęsknota za dawnym życiem urosła do granic możliwości.
Nagle ujrzałam znajomego kelnera, kroczącego wzdłuż budynku. Pogwizdywał wesoło, ręce miał schowane w kieszeni. Uznałam, że to moja jedyna deska ratunku. Wynurzyłam się spod wiaty przystankowej i jednym susem do niego doskoczyłam. Chłopak na mój widok przystanął i szeroko się uśmiechnął.
- Co za spotkanie! - powiedział radośnie. - czekasz na autobus?
- Właśnie mam mały problem.. - skrzywiłam się, przygryzając dolną wargę.
- Co tam? niech zgadnę.. nie jesteś stąd i nie wiesz, w który wsiąść autobus.. - spojrzał na mnie z pewnikiem w oczach. Przytaknęłam ruchem głowy. - nic dziwnego, ja sam czasami się gubię.
Przeszliśmy z powrotem pod wiatę. Chłopak wyciągnął telefon, żeby sprawdzić godzinę, a następnie spojrzał na rozkład jazdy.
- A więc tak.. o tej porze została Ci tylko czwórka, piątka "b", ewentualnie stodwadzieściatrzy, ale ten to zawraca na zatoczce.. powiedz, dokąd chciałabyś się dostać? - spojrzał na moją zdezorientowaną twarz.
- Do domu. - bąknęłam, na co chłopak wybuchnął śmiechem. Rumieniec zażenowania wylał mi się na twarz.
- Zgrywus z Ciebie. - spojrzał na mnie spod pół przymkniętych powiek. - więc..? nie chcesz zdradzić gdzie mieszkasz?
- W samym centrum.. lasu. Osiedle "słoneczne". - wymamrotałam.
Chłopak tym razem zrobił pełną zaskoczenia minę.
- Serio? dobrze myślę, że w tym mały, białym domku..? przecież tam mieszkała starsza pani.. czekaj, jak ona miała na imię.. - chłopak podrapał się po głowie. - Janina! tak, pani Janina. Co się teraz z nią dzieje?
- Nie mam pojęcia. - pokręciłam głową. Było mi wstyd, że tak mało wiem o własnym miejscu zamieszkania. - to jak.. pomożesz mi się tam dostać?
- Wiesz co.. chyba mamy mały problem. Autobusy, które tam kursują już zakończyły na dziś swoją podróż.. ostatnio odchodzi o siedemnastej trzydzieści. Wiesz, tam jest miejsce mało oblegane przez mieszkańców.. autobusy kursują sporadycznie..
- Bez sensu! - wybuchłam. - przecież jakoś trzeba się dostać do szkoły, pracy? nawet do głupiego sklepu! - moja irytacja sięgała zenitu.
- Rozumiem Twoje zdenerwowanie i calkowicie popieram Twoje słowa. Jednakże nie ode mnie to zależy..
Spojrzałam na jego wystraszoną twarz. Odwaliłam niezłą scenkę.
- Dobra, sorka. Po prostu się wkurzyłam. Jest już wieczór, zaraz będzie ciemno, a ja nie mam jak dostać się na to odludzie. - przysiadłam na przystankowej ławeczce. Schowałam twarz w dłoniach.
- Myślę, że znam lepszy sposób. - powiedział chłopak chwytając mnie za przegub ręki. - chodź.
Pociągnął mnie na tyle mocno, że o mało nie pogubiłam własnych butów. Moja bezradność była tak silna, że nie protestowałam, kiedy ciągnął mnie przez pół miasta. Stanęliśmy przed blokiem numer pięć.
- Zaczekaj chwilę. - rzucił mi przeciągłe spojrzenie, jakby bojąc się, że lada chwila ucieknę.
Skinęłam głową. Po chwili pojawił się znów przy mnie, machając przed nosem kluczykiem od auta.
- Nie.. ja nie chcę, żebyś odwoził mnie do domu.. - potrząsnęłam głową, zakładając ręce na piersi.
- Nie? - uniósł jedną brew. - więc jak chcesz się tam dostać?
- Zadzwonię po mamę.. - bąknęłam.
- Nie przesadzaj. Przytargałem Cię tu taki kawał, więc chociaż zgódź się na podwózkę.
Zatrzpotał rzęsami niczym Brad Pitt w romantycznej komedii. Westchnęłam zrezygnowana i skinęłam głową na znak, że się zgadzam.
CDN.
Inni zdjęcia: Podobny ? raffaelloJeszcze Panna purpleblaack... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24