Kawa. Ranek. Spokój.
Prosta rozmowa.
Początek wakacji.
Dzieci alkoholików pojechały na wycieczkę.
Właśnie na ten temat mieliśmy dyskusję. I tak naprawdę nie wiem co o tym myśleć.
Z jednej strony idealne pojęcie świata biedne rodziny, którym trzeba pomóc. Ubodzy, bez środków do życia, zniewoleni chorobą jednego lub obojga rodziców. I tu jestem zdecydowanie za tym, żeby wysyłać dzieci z rodzin patologicznych na wycieczki, wspierać itd&
Druga strona rodzice takich dzieci. Dzisiejsze społeczeństwo, przynajmniej to w którym się wychowywałam, dzieli się na pracujących i niepracujących, pijących i niepijących, zadowolonych i niezadowolonych, zawistnych i trochę mniej& i proporcje cech i zależności między nimi różnie się układają. Zależy od dnia.
Obraz tego całego łez padołu jest zdeformowany przez wyobrażenie, jak TO powinno wyglądać. Że Ci biedni i pijani powinni być skromni i wstydliwi tego, jak nisko upadli, że powinni szanować ludzi, którzy chcą im pomóc i powinni robić wszystko, by wygrzebać się z bagna, w jakim siedzą& Świat urodził jednak innego twora.
Okazuje się bowiem, że ludziom nie wystarcza już okazanie serca, chęć pomocy. Nie wystarczy już to, że ktoś pomaga. Większość ludzi, bo ciężko mi mówić o wszystkich, oczekują a wręcz wymagają tego, by im pomagać. Bo im się należy. Bo oni maja dostać pomoc i już. Bo tak ma być, bo po to jest państwo, żeby im pomagać, żeby się nad nimi użalać, żeby ich wspierać w ich trudnym losie& bo chodzenie pod sklep czy też czekanie w kolejce po zasiłek to naprawdę ciężka sprawa. Szczególnie gdy ma się 25 lat& rozumiem osoby, które naprawdę nie mogą pracować, bo są chore, stare, niedołężne& ale nie jestem w stanie zrozumieć osób, które w wieku dwudziestu kilku lat ustawiają się w kolejce ze swoimi rodzicami pijakami, bo tak naprawdę nie opłaca się im pracować. Nie muszą, bo przecież państwo i tak im da pieniądze, bo są osoby, które mają na tyle dużo przyzwoitości, że nie pozwolą im zdechnąć z nieróbstwa. Bo nie chodzi już o biedę, chodzi o brak poszanowania dla innych, brak szacunku do pracy czy do pieniądza.
Bardzo rzadko udaje mi się zgodzić z moim Tatą, ale tym razem faktycznie muszę mu przyznać trochę racji w naszym kraju nie ma pieniędzy na operacje dla dzieci, które są chore. Kiedy spotyka nas konieczność wykonania przeszczepu szpiku wtedy musimy organizować koncerty, zbiórki i temu podobne rzeczy. Ale dla Pana Wacka zza zakrętu są pieniądze na to, żeby od 30 lat mógł siedzieć na barierce pod sklepem i pić wino z nie najwyższej półki& i żeby mógł nie pracować& i jeszcze mu dadzą pierzynę na zimę co rok nową żeby mu przypadkiem ta jego niemyta i przepita dupka nie zmarzła.
Natomiast moja koleżanka, której rodzice umarli w przeciągu kilku miesięcy musi oddać pieniądze, które dostała po śmierci mamy&bo jej się nie należą, bo po co. Przecież to, że jest sama, że nie ma jak się inaczej utrzymać, że boi się położyć spać& że jej się świat zawalił i chce umrzeć& to jej się pomoc nie należy, jej opieka nie jest potrzebna. Bo nie pije, nie ćpa, nikogo nie zabiła. Bo skoro stara się jakoś żyć, normalnie, to niech się stara. Jak tak chce, to niech ma. Po co jej pomagać, choć w taki sposób, żeby mogła spokojnie skończyć studia, żeby mogła odetchnąć po tym całym kopaniu w tyłek. Bo po co&
Nie pojmuję tego. Nie ogarniam. Nie chodzi mi o odebranie pieniędzy tym rodzinom, którym jest ciężko. Chodzi mi o trochę rozsądku w tym co się dzieje. Żeby przestać hodować ludzi z brakiem szacunku do pracy, ludzi i zwykłych, ludzkich, podstawowych odruchów. Żeby myśleć. I to nie tylko o sobie. Marzenia. I to nie koniecznie pobożne&