... have no fear.
Wczorajszy dzień minął szybko i raczej bezboleśnie. Szybka pobudka, szybki bieg na tramwaj, dluuugie czekanie na pocisk, zakończone niepowodzeniem, szybki bieg z powrotem do domu i szybka jazda z tatusiem, w wygodnym samochodzie- do szkoły. Tam zdesperowana Julia rzuca się w ramiona Romea, a babka od fizyki dostaje kurwicy od naszej niewiedzy... Powinna się już przyzwyczaić, czyż nie?
Lekcje były raczej luźne. Odbyła się każda, nielicząc PO. Żadnego stresującego pytania, żadnych (nie)zapowiedzianych kartkówek... Na wf wyszliśmy sobie na dwór (nawet nie zakładając białych koszulek) i graliśmy w siatkę w dość nieforemnym kółeczku. Udało mi się odbić piłkę :D Wprawdzie raz dostałam w łeb, kiedy czytałam esa od Kiełbasy, ale pozostałam na nogach, co się liczy ;] ;)
Dzisiaj pobudka była... powolna ;) w końcu jednak zostałam zmuszona do poniesienia leniwej dupy, bo zamierzałam zrobić sesje Lulce :P Włączyłam muzykę, zjadłam sniadanie, (trochę) posprzątałam i czekam... Ale już wiem że się nie doczekam. A szkoda... Zabrałabym ją w pole. Do galopującego Ksawerowskiego bydła... xD
Nie wiem czemu mam taki zamęt w głowie. Stało się coś? Tak. Nie. Nie jestem pewna. Nie wiem też jak sie z tego wyplątać. Jak załagodzić. Bo nie chce niczego cofać. Nie. Zależy mi na ostudzeniu atmosfery...
Zdjęcie jedno z kilku zrobionych nad "wyschniętym bajorkiem maślany" :P zaprowadziła mnie tam akurat przed zachodem. Nawet niezłe wyszły te foty...
c ya :*