pewna osoba zadała mi dzisiaj pytanie:
co myślę na temat wzajemnego zaufania.
ja pierdziele, nie wiem... każdy ufa inaczej i innym ludziom.
wszyscy nie są tacy sami. nie ma klonów czy czegoś, proste.
a jeżeli mamy zamiar się do kogoś upodabniać
to ja nie wiem, co to za człowiekiem trzeba być.
jesteś idealny na własny sposób. zdanie innych powinieneś mieć w dupie.
ale dobra, bo trochę odchodzę od tematu...
ja na przykład nie mam zaufania do każdego... ufam tylko trzem.. lub czterem osobom, nie ważne komu.
nie zawsze te moje zaufanie do nich się sprawdza, ale da się przeżyć.
w końcu od tego zaufania <kurwa, powtarzam się> są przyjaciele..
a jak ich nie masz no to nie wiem.. rodzeństwo czy coś. nie? no.
em.. em.. nie wiem, kurde.. co ja tu mogę jeszcze napisać. sam powinieneś wiedzieć o tym zaufaniu,
na pewno ufasz jakimś osobom, bo nie wierzę, że jest u Ciebie aż tak źle, żeby komuś czegoś nie powiedziec.
w to na prawdę uwierzyć nie mogę, bo sama wiem coś na ten temat, ehe.. biiczyz.
trolololoo.. pomysł na następną notkę?
bo ja jakoś pomysłów nie mam -.- ale ok.. znowu taka długa wyszła.
dziękuję za przeczytanie, do jutra arbuzkii :-*