Z piątkowymi nieobecnymi, z różnych, cudacznych powodów... ;p
Po ostatniej wizycie Adrianny postanowiłam zabrać się do napisania listu, bo to w sumie ostatni dzwonek.
Otóż mam taki rytułał, od pięciu lat w sumie, z wyłączeniem, niestety, jednego.
Powinnam to zrobić w każde następne urodziny w nocy, ale moje roztrzepanie i brak dyscypliny sprawia, że daty na tych listach są rozbieżne niczym myślenie kobiety i mężczyzny.
Zaczęło się w sumie niewinnie, od przeczytania "Emilki ze Srebrnego Nowiu" w wieku 12-stu lat. Był tam taki motyw, że bohaterka napisała list od siebie, chyba czternasto letniej do siebie, tyle, że dziesięć lat starszej. I to samo robię ja. Jestem w posiadaniu czterech listów takich od siebie do siebie za 10 lat. Z 12, 13, 14 i 16 roku życia. Problemy są jednak niestety dwa. Drugi i trzeci gdzieś zgubiłam, ale wiem, że gdzieś są, a drugi to to, że fakt iż są szczelnie zamknięte nie powtrzymuje mnie od czytania ich raz na jakiś czas.
Ale może to i dobrze?
Ostatni "publiczny" (widownia w postaci jednej słuchaczki - Adrii, kameralnie, ale uroczo) odczyt zrobił na mnie samej wrażenie, bo list sprzed roku był dość mocny. W sumie to ze stycznia 2008, więc 16-stu jeszcze nie miałam, ale co ja na to poradzę, że koperta była tak podpisana?
Tak wię reasumując. W związku z tym, że nie powstał jeszcze list od Ani 17-sto letniej do Ani dwudziesto siedmio letniej (nie wiem, jak to liczbowo ładnie zapisać :( ), biorę się za niego, póki nie stuknęła mi osiemnastka! :)
A zdjęcie stare, z fajnych czasów gimnazjalnych, kiedy nie trzeba było wiele zachodu, żeby wyciągnąc ludzi na piwo wieczorem ;)