Było sobie stworzonko. Miało zielone oczy, sztywnie odstającą kitkę, bardzo niskie poczucie własnej wartości i artystyczną duszę. Stworzonko bardzo chciało zbudować sobie samotnię, w której mogłoby wymyślać niesamowite, piękne historie i w ten sposób schować się przed światem i samym sobą.
Miejsce na budowę samotni znalazło się szybko. Także wymyślanie historii nie było dla stworzonka żadnym problemem. Do czasu.
Być może poza samotnią, do której stworzonko zaglądało z czasem coraz rzadziej, było do zrobienia zbyt dużo ważnych i absorbujących rzeczy.
Być może uciekanie przed światem przestało być czymś, co pomaga.
Być może przyszedł czas stawić temu strasznemu światu czoła.
Grunt, że pewnego dnia samotnia opustoszała na dobre. Niedługo potem spadł śnieg i zasypał ją razem z wszystkimi historiami, które stworzonko zostawiło w środku. Kiedy śnieg stopnieje i przyjdzie wiosna, ścieżkę prowadzącą do niej zarośnie gęsta trawa, tak, żeby nikt nie mógł tam trafić i zniszczyć czegoś, choćby i niechcący.
Szkoda? Być może. Ale wspomnienie o swojej samotni stworzonko będzie nosić głęboko w sercu, żeby dodawało sił i pomagało stawiać czoła tak, jak pomagało uciekać.
Wszystko będzie dobrze.
Pokój z Wami, kochani. Mimbla już tu nie mieszka.