Uwaga... Długa notka... Chyba...
Dzisiaj zakończyłem ten jakże krótki związek. Chciałem z nią porozmawiać w cztery oczy i na moim stanęło. Rozmawialiśmy i powiem Wam że to była moja najgorsza rozmowa, jaką kiedykolwiek przebyłem. Już wolę siedzieć przy odpowiedzi niż takie rozmowy. Powiedziałem prawie wszystko... dosłownie prawie bo czasem im słów brakowało i z minuty na minutę brakowało mi chęci aby w ogólę rozmawiać.
Czuje się wykorzystany... Mimo iż ona mówi, że nie bawiła się moimi uczuciami, to ja się tak nadal czuje.
Nasz związek wyglądał tak, że spotykaliśmy się i tylko rozmawialiśmy. Nie to żeby mi to w czymś przeszkadzało, ale byliśmy parą, a my tylko szliśmy i gadaliśmy o najróżniejszych głupotach. Nie mogłem złapać ją za rękę bo tego nie lubi, całować też nie, bo tego nie lubi, przytulać za długo też nie bo tego nie lubi, złapać ją w pasie też nie mogłem, bo tego nie lubi.
Powinniśmy się normalnie zgłosić jako kandydaci do najlepszej pary 2011 roku.
Rozmowa trwała może z 10 minut... A może dłużej... Nie ważne, trwała by dłużej gdyby nie jej słowa "Prześpijmy się z tym i pogadajmy jutro". Moja reakcja na to była prosta "ok". Rozmawialiśmy na 1 piętrze, ona mieszkała na 8, nacisnąłem jej przycisk na windę i nie zmierzając się z nią wzrokiem wyszedłem... Spojrzałem ulotnie na nią, ale tak jak już stwierdziłęm... Czuje się tak, jakby ktoś się mną bawił. Wiem, że ją oczerniam itd, ale ja piszę to co na dany moment czuje. Czyli (przepraszam za słownictwo) wkurwienie.
Pod dwóch latach, znalazłem dziewczyne. Na dodatek zgodziła się na chodzenie... Byłem wtedy mega szczęśliwy... Teraz mam jej za złe że się wgl zgodziła. Mogłoby nie być tej całej sprawy... ehh...
Miało być długo, a nie chce mi się pisać. Idę sobie kanapki zrobić i oglądam house... Pozdrawiam...