przebudziłem się. Obudził mnie gwizd pierwszego pociągu, przejeżdzającego przez wioskę każdego dnia. Ilość podróżujących osób można policzyć na palcach obydwóch rąk. Uchylone okno, przez które daje się we znaki lodowate powietrze czerwcowego poranka wkrada się pod koc. No właśnie skad ten koc? Eh. Ty zawsze przychodzisz, Ty nawet wiesz, kiedy potrzebuję fizycznego ciepła. To ja jeszcze nie poszedłem spać? Byłem pewien, że tam bylem,... że w tym pokoju, w którym zawszę to robię. Zostałem sam jak stoję.