Poumierały wszystkie,
jak psy
z diamentowymi koronami
wepchniętymi w gardło
szklanymi pantofelkami
na gnijących stopach
blade usta
zastygły
nieme wołanie
książe stoi w korku,
idiotko.
śmierć
uchwyciła moment
tęsknoty
wypatroszyła z sumienia
ułożyła na wznak
zjadła grzech
udławiła się pychą
splunęła na blade piersi
pogardą
i zapięła rozporek.
otrzepałam się z trawy,
poprawiłam majtki,
rozejrzałam po trupach
i zapisałam numer telefonu w komórce.