Z zimna trzęsą mi się ręce i nie chcę
Myśleć, że będzie lepiej, bo nie będzie
Wiarę w jutro, o mamo, straciłem dawno temu
Trudno, daj mi ciszę i najlepiej nic nie mów
Słabo wyczuwalny puls, ale oddycham
Wybacz, nie mam sił już naśladować Syzyfa
Bo nie chcę tego głazu pod górę toczyć
Ciągle tylko wiatr w oczy, nie pamiętam już tej drogi
Nie wiem, przysięgam nie wiem tego
Szczęście pękło, na zakręcie gdzieś uciekło
Teraz jestem sam, stoję, papieros płonie
Tak chciałbym... pozwól mi zapomnieć
Wraz z tobą ode mnie odeszły anioły
A co noc śnią mi się te rozstania i powroty
Powiedz coś, nie zniosę tej niepewności
Ale ty zamykasz oczy, bo wiesz jak to zaboli
i mówisz
"Trudno, to co było, to już nie to samo dawno
Ty spadasz na dno, ja nie chcę być ofiarą"
Dobrze wiesz co się czuje po takim tekście
Ja mówiłem też podobnie, ty kpisz sobie ze mnie
Racja, sam prosiłem się o prawdę
Powiedziałaś to dosadnie, mamy jasną sytuację
Przynajmniej, wiem na czym stoję, to lód
Wspaniale, zaraz pęknie, po mnie zostanie tylko plusk
No i dobrze, tylko nie przychodź na mój pogrzeb
Albo przyjdź i żyj z tym, że to przez ciebie leże w grobie
Bo pewnego dnia nade mną pękło niebo na pół
I teraz widzę ciemność, która przenika mój mózg
Czemu się dziwisz, nie widzę już pozytywów
Moje serce pękło wpół, krwawi jak Jezus na krzyżu
Różnica między mną a Nim jest tylko taka
Że mój ból nie zmieni nic, nie zbawi świata
Papieros zgasł, dopiłem trzecią kawę
Czas wstawać, idę walczyć ze światem
Znów zaczęłem pisać.