Stare zdjęcie by Justna, gdzieś tam między Lublinem a Częstochową zrobione w autokarze. Wygrzebane przeze mnie i podrasowane, bo bawię się corelem.
Ogólnie lakier mi schodzi z paznokci, zjadłam cztery pieguski i herbatą zieoloną popiłam i nie idę na poezję i o Świetlickim nie usłyszę niestety.
I pogada jakaś nie teges i Odyseja nie przeczytana i biblioteka nie zaliczona i muszę kupić farbę do włosów.
I do tego w słuchawkach "Roads" by My Dying Bride, więc już w ogóle melancholia się robi totalna. Czekam na pana z siwą brodą i w czerwonej czapce, który jakoś tak przez ostatnie lata średnio mnie lubił, bo na coś czekać trzeba, a przecież nie na sesję.
A tak sobie myślę do tego, że się minęłam z powołaniem, bo wcale mnie tak naprawdę Homer nie fascynuje. Ani trochę. A tak się przecież facet natrudził. I tak naprawdę tylko nielicznych fascynuje. Gdybym spłodziła dzieło o setkach stronic i do tego rymowane, to cholera jasna by mnie wzięła, gdyby nie fascynowało. A tu ani trochę.