Wszyscy przeżyli. Nie obyło się bez kwiku i tupania, ale wszystko przebiegło łagodniej niż myślałyśmy. Faktem jest, że łączyłyśmy je stopniowo, więc z jednego planowanego dnia zrobiły się trzy. Najpierw do Okrucha przybyła Dudelka. Kwiku co niemiara, ale ogólnie rzecz biorąc spokojnie. Następny dzień, do Okrucha dotarły razem, Dracena z Dudleyą. To starcie było mniej krzykliwe, ale jak na dobrą matkę przystało, Babka broniła dostępu do Dudli. Te spotkania trwały ok. godziny każde, a dzisiaj siedzą od rana razem i tak do końca dnia.
Zdjęcia nie są dobrej jakości, bo robione moim "staruszkiem". Narazie takie muszą wystarczyc.