Wracam do pisania. Na początek stara praca (w częściach) z nową kontynuacją.
Już nie wiem, ile czasu minęło od początku końca mojego życia. Wszystko zaczęło się, gdy wracałam zimowym wieczorem do domu z cotygodniowego basenu.
Było chłodno, zmrok zapadł, a śnieg prószył delikatnie. Księżyc skrył się za chmurami. Drogę oświetlały uliczne latarnie. W momencie, gdy przechodziłąm koło jednej z nich, w moją stronę podjechał samochód - czarny Mercedes Vito. Za kierownicą siedział przystojny brunet. Na początku pomyślałam, że pewnie się z kimś umówił i czeka na tę osobę. On jednak wysiadł, popatrzył na mnie i podszedł. Serce zabiło mi mocniej i szybciej, twarz i uszy stały się czerwone. Gdy stanął naprzeciw mnie, najzwyczajniej na świecie powiedział:
- Cześć.
- Hej. - odpowiedziałam delikatnie się uśmiechając.
- Jesatem Marek. Widziałem cię tu kilka razy, jak szłaś. Już dawno chciałem zagadać i poprosić o twój numer, ale dopiero dzisiaj zdobyłem się na odwagę. - Jego uśmiech był powalający. A uśmiechał się zawsze, gdy na mnie patrzył. Moje serce nabierało wtedy szaleńczego tempa.
- No nie wiem, czy mogę ci podać. Przecież się nie znamy.
- To może podasz mi go i umówimy się na kawę?
- No dobra: 880 818 754. To kiedy masz czas na tą kawę?
- Zaczekaj chwilę, zaraz zobaczę. - Podszedł do samochodu i wyjął kalendarz.
Długo się nie namyślając podeszłam do niego. Odwrócił się w moją stronę, oparł o otwarte drzwi, uśmiechnął się i spytał:
- Jutro o 15:00 będzie pasować?
Usłyszałam otwierające się boczne drzwi. Marek wepchnął mnie do samochodu, a następnie usiadł na miejscu kierowcy.
W środku było ciemno. Nic nie widziałam. Ktoś związał mi ręce i nogi, usta zakneblował. Słyszałam, jak jakiś mężczyzna mówił o innych dziewczynach. Zabrali mój telefon. Po długiej podróży zatrzymaliśmy się w przystani. Facet, którego Marek nazywał "Rudym", przerzucił mnie sobie przez ramię i zaniusł do jednego z baraków. Wiedziałam, że to koniec mojej wolności i już nie zobaczę mojego ukochanego miasta, rodziny, ani przyjaciół. Ostatni widok, który zapadł w mojej pomięci to księżyc w pełni nad spokojnym morzem.
(c.d.n.)