-Chodź na dół, kochanie - namówił mnie, i mi pomógł usiąć na dół.
Opadłam na kolana i stwierdziałam, że moje usta, chcą pokazać uznanie dla tego, co własnie zrobił.
-Czułam..się.. tak dobrze - udało mi sie powiedziec między pocałunkami
-Tak? - zapytał, z zarozumialym usmieszkiem
-Tak - powiedziałam, przyciskając do niego swoją wrażliwą cipkę - chcę abys teraz ty sie dobrze poczuł. Pozwól mi sie wypieprzyć.
-Isabella.. - otrzegł
-Wiem, wiem.. ale nie sądze, żeby bolało. Jeżeli będzie boleć, zatrzymamy się, ok?
Chcialam to zrobić dla niego. Byłam tak cholernie napalona na niego. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Na prawdę, chciałam żeby poczuł się dobrze, i nie sądzę, by possanie mu było wystarczająco dobre, po tym co on dla mnie zrobił. Chciałam go. Chciałam jego chuja w sobie.
-Proszę? - błagalam z żałością
-Chcę.. Cholernie bardzo - powiedział, ściskąjąc moje biodra, i przesuwając mnie przed nim - ale nie powinniśmy. Jeszcze nie.
Jego dłonie znieruchomiały na mnie i odwrócił głowę.
-Idziemy na zakupy dziś. Idź do góry, i się ubierz. A ja użyję, jednej z łazienek dla gości - jego glos powrócił do tego władczego brzemienia.
-Więc teraz wracamy do początku, że 'kupiłem cię, i będzesz robić wszytsko co ci każe'? - zapytałam, ukąszona przez jego kolejne odrzucenie.
-Niegdy tego nie opuścilismy. Powiedziałem, że chcę bys dobrze się czuła, ale to nic nie zmienia. Chciałem też, żebys wiedziała, że nie jestem draniem - powiedział, nadal na mnie nie patrząc.
-Tak, ale nie zgadzam się - to byla moja jedyna odpowiedź. Skoro on mógł być dupkiem, ja mogłam być suką.
Usunęłam się z jego kolan i wyszłam z jacuzzi. W pośpiechu nie pomyślałam, by chwycić ręcznik, ale zauważyłam go na pobliskim fotelu, wzięłam go i się owinęłam. Słyszałam jak mruczy jakieś przekleństwa pod nosem, ale nie sądze by to było za ręcznik. Niezależnie od tego, nie patrzyłam nie niego i wróciłam do domu.
Oczywiście miał racje. Nie całkowitą, ale to nic nie zmienia. Byłam głupia i naiwna, aby myśleć że je jego miłe słowa, w jego chwilowej innej postaci, oznaczały, że miał serce. Mam na mysli, rodzaj rycerza w świecącej zbroi, ktory wybiega na zewnątrz i kupuje sobie dziwkę, do własnych smolubnych celów? Niezaleznie od tego faktu, że chciał bym się dobrze czuła. To coś innego.. wiedząc, że to dobre, on może mieć calkowitą kontrolę nad moim ciałem, a ja straciłam każdą mozliwość by kontrolować się samodzielnie.
Wróciłam do pokoju i weszłam pod prysznic, opierając się o ścianę, gdy woda obmywała moje łzy odrzucenia z twarzy. Co ja do cholery robię? Rzuciłam się na niego, praktycznie go gwałcąc i jestem oburzona. Dlaczego? Ponieważ dał mi nadzieję? Jestem obrzydliwa. Powinien być drapieznikiem, a ja jego ofiarą. A ja zachowałam się jak jakaś szalona nimfomanka. Glupie jagnię trzepoczące rzęsami i wystawionymi cyckami, na wygłodzonego lwa.
Gdzie do cholery miałam wysiąść, podczas gdy moja matka jest powodem, dla którego tu jestem, a ona jest w domu, leży w lóżku, i prawdopodobnie umiera? Nie miałabym pojęcia, że gdyby znaleźli dawcę i miałaby operację, czy jeszcze oddycha. Dobra, przesadzam trochę, bo wiem, że Louis powiadomiłby mnie, gdyby coś złego sie działo. Ale mimo wszystko rodzice myślą, że jestem na NYU i się kształcę, a nie jestem tuż pod ich nosem w Seattle. Pewnie się zamartwiają na śmierć, że się nie odzywam.
Zakręciłam wodę, i wyszłam spod prysznica. Slyszałam Justina mamroczącego coś z szafy, tłumiącego wrzask. Najwyraźniej nie podobały mu się moje umiejętności organizacyjne. Usłyszałam, jak trzasnął drzwiami od szafy.
-Będę w cholernym samochodzie! Wiesz co dla ciebie najlepsze, więc nie każ mi długo czekać!
Zatrzasnął kolejne drzwi i już go nie było.
Byłam nadal owinięta ręcznikiem, złapałam za telefon komórkowy i usiadłam na brzegu łózka. Nacisnęłam jeden przycisk, dwa sygnały poźniej usłyszałam ojca po drugiej stronie.
-Bella, kochanie co się stało? - zmęczony głos George'a spowodowal u mnie wyrzuty sumienia i zachciało mi się płakać.
-Nic się nie stało, George. Nie mogę po prostu zadzwonić do swoich rodziców? - zapytałam, nie zdradzjąc swojego smutku w głosie
-Tak, oczywiście, że możesz. Jak traktuje cię Nowy York?
-Czuję się dobrze. Mam kilka zajęć i jednego profesora, który jest mega draniem - powiedziałam kłamliwie. Okej leżałam ze swoim tyłkiem, ale w sumie był ktoś kto miał nade mną władzę, i który mnie kształcił. Tylko to nie ten rodzaj kształcenia, o którym moje rodzice wiedzą.
-Tak, zachowaj swój nos do roboty i trzymaj sie z dala od tych wszytskich bractw, to będzie dobrze, dziecko.
-George, mówisz jakbyś był strasznie zmęczony. Czy ty w ogóle odpoczywasz?
-Wystarczająco dużo - westchnął - ona mnie potrzebuje, wiesz?
-Tak, wiem. Jak ona się czuje? - zapytałam z bardziej ponurym tonem.
-Jako tako. Obudziła się, jeżeli chcesz z nią porozmawiać, to może rzeczywiście poczułaby się lepiej. Ona ma dobre wieści dla ciebie
-O tak, chcialabym usłyszeć jej głos - nie musiał wiedzieć, jak bardzo prawdziwe to było
Słyszłam jak mówi cos w tle, a następnie było szuranie i podał telefon.
-Bella, czy to ty kochanie? - głos mojej mamy był taki słaby
-Tak, to ja, mamo. Jak się masz? - wykrztusiłam
-Eh, nie jest tak źle - zaśmiała się lekko - i hej, mam dobre wieści, kochanie. Jakis anonimowy dobroczyńca, przelał bardzo dużą sumę pieniędzy na nasze konto. Dasz wiarę? George mówi, że to jakieś oszustwo, ale ja sądze, że to jest odpowiedź na modlitwy.
-Wow, to świetnie mamo - powiedziałam, ze szczerym zadowoleniem, że przyniosłam jej trochę słońca, podczas gdy jej dni były ciemnością.
Zaczęła kaszleć i George musiał wziąć telefon od niej, ale udało jej się przez kaszel wykrztusić 'kocham cię, kochanie'
-Jest z nią dobrze? - zapytałam tatę zaniepokojona.
-W porządku. Ona tak ma, kiedy próbuje powiedzieć zbyt wiele.
-Więc to te dobre wieści o pieniądzach, prawda? Wyświadcz mi przysługę i nie staraj sie nadmiernie analizować skąd one pochodzą, czy coś - powiedziałam - ona potrzebuje tych pieniędzy i nie obchodzi mnie to skąd one są. Ma juz zaplanowaną operację?
-To jest to, Bella - westchnął, usłyszałam zamykanie drzwi i założyłam, że wyszedł z pokoju, niechcąc by ona słyszała tę rozmowę - posiadanie pieniędzy, okej w porządku, ale nie jest to cholernie dobre, kiedy ona nie ma dawcy. Nie mogła znaleźć się na liście, dopuki nie było pieniędzy, a przed nią nie jest zbyt wielu ludzi.. Tylko nie wiem, czy starczy czasu.
Cholera. To nigdy mi nie przyszło do głowy.
-Nie martw się tato. Cuda zdarzają się wtedy kiedy najmniej się ich spodziewamy.
-Może masz racje - słyszałam wątpliwość w jego głosie
-Wiem, że mam - potwierdziłam. Udało mi się zdobyć pieniądze, to dam radę by ja przenieśli na listę. Musi byc jakiś sposób, bo nie wierzę, że wszechświat po prostu pozwoli jej odejść.
-Muszę iść do klasy. Ucałuj ją ode mnie i obecaj że odpoczniesz.
-Tak, tak, tak. Wiesz, że praca rodzica nie powinna cię martwić, prawda?
-Zawsze będę się o was martwić. To mnie zabija, że nie mogę być z wami tam, w tej chwili.
-Nie bądź za mądra, dla twojego staruszka, Bells. Kocham cię, dziecko. - połączenie zostało przerwane. Byłam w szoku, bo George rzadko kiedy wyrażał swoje uczucia w taki sposób. To znaczy nigdy nie było tak, że nie okazywał mi że mnie nie kocha, bo kochał. Wiedziałam, że tak. Tylko po prostu szok, to usłyszeć.
Nagle poczułam jak odnowiły mi się siły, w tym co robię. Rozmowa z rodzicami przypomniala mi z jakiego powodu zdecydowałam się na to piekło i bylam zdecydowana robić to w pierwszej kolejności. Prawda jest taka, że robiłabym to nawet jakby kupił mni jakiś Jabba Hut. Dobrze, że to Justin, bo mogło być gorzej.
Teraz muszę dowiedzieć się co zrobić z tą listą.
JUSTIN
To gówno jest nie tak.
Ta dziewczyna mnie zabija, jeden moment i się robię twardy. Niebieskie pierdolone oczy, ludzie!
Była zbyt chętna, zbyt kusząca.. trudno się oprzeć. Ale oparłem się. Boże, pomóż mi, ja to zrobiłem! Nawet, gdy wystawiła się z tymi ponętnymi wargami, sprzeciwiłem się. Witamy w świętości, Justin Bieber.. Mogę dostać świadka?
Poważnie.. Ostatnia noc była świetna. To znaczy, na prawdę świetna. A potem czułem się jak gówno. Zabrałem dziewicto dziewczyny, na litość boską! Wszytsko co powinno być juz na miejscu, nie było. Nie było romantycznie, ani ślubu by ją kochać do końca życia.. nic. Jak zwierzak, przeleciałem ją. Jasne i proste.
I chociaż to było dobre dla mnie, ciężko mi uwierzyć, że dla niej to jest okej. Ale ona chciała więcej. Isabella była jakby żarłoczna.
Ale to jest to czego chciałem, prawda? Kogoś, kto spełni wszystkie moje pragnienia i fantazje seksualne.. Kogoś, kto zaspokoi moje potrzeby, a ja nie musiałbym ich mieć w dupie. Brak więzi emocjonalnych, brak argumentów, oprócz tego gdzie idziemy na obiad, pierwszego pocał