Zawieszam !! -.-
Znów ten stan, że nie wiem co mam robić
Niby wszystko gra i niby o to chodzi
Ale leżę sam, po ciemku, na podłodze
I muzyka gra, a ja wstaję i wychodzę
Mam ochotę iść, chociaż nie mam wcale celu
Mam ochotę pić i wchodzę do hotelu
Nie chcę spać tu dziś, tylko biorę zapalniczkę
Zapalam papierosa i wynoszę popielniczkę
Ja jestem tragiczny, czy życie jest tragiczne?
W barze na rogu zostawiam zaliczkę
Marzę o Bogu co ześle mi kogoś
Kto pomoże mi zrozumieć, że życie jest śliczne
Jestem trzeźwy, jakbym wcale nic nie pił
Jestem wcięty, ale ludzie są ślepi
Jestem niezły, czemu nie mam kobiety?
Kobiety mam niezłe, ale nie moje niestety
Mam więcej, inni mają po jednej
Mam mniej, bo żadnej konkretnej
Nie mam nic, nie mam nawet pomysłu
Jestem sam, ale walczę jak trzystu
Szedłbym teraz przez ściany do ciebie
Gdybym wiedział, że w ogóle istniejesz
Gdybym wiedział, że w ogóle istniejesz
Gdybym wiedział, ale tego nie wiem
Za kilka lat pewnie będę nadal sam (sam)
Budząc się z nową nią (nią)
Ten sam utwór będzie robił tło
Nocą będę czekał, bo całe życie jakoś tak
czekałem na Ciebie, choć nie wiem czy istniejesz
Czekam dalej
Papieros ma smak życia i nie ma smaku wcale
Mój stary iPod idzie ze mną grać mi ten kawałek
Jeśli dowiem się, że istniejesz przyjadę
Jeśli dowiem się, że istniejesz przyjadę
Przyjadę...
Drżący puls, dłonie Twe bezsilne
Brak Ci słów, życie niestabilne jest
Traci sens w moment
Płyną rzewne łzy znajome Ci
Ściskasz ból, złość głęboko w pięściach
Wiele chcesz, bo aż tylko szczęścia
I nie chcesz już złudzeń
Na rozstaju dróg, nie wiesz którędy pójdziesz
Wzrok, łzy na policzkach to życie
Kamień pada w wodę, gubisz swe odbicie
Kluczysz dziś pomiędzy snem a jawą
Wiem, chcesz oddychać, żyć, do tego masz prawo
Być tam, tam, tam gdzie oni
Mieć patent na szczęście, z drugą połową go trwonić
Byle jak najdalej zabrać ich wszystkich
Mieć tylko tych, tych naprawdę bliskich..
Aleja numer 6 grób 4 , +/-
Gdy wyszła z mieszkania popłakał się dwa razy
Zastanawiał się nad sensem swego istnienia
Razem z nią odeszły niektóre piękne marzenia
Zabrali mu słońce pierdolone słońce
Tak radosne i tak gorące
Zabrali mu słońce i poznali z nocą
No odpowiedz kurwa powiedz mi po co
Zabrali mu wolność i zaufanie
Podłączyli do czegoś i zrobili w mózgu pranie
Gdy już jakoś się pozbierał wpadł w kolejne gówno
Z którego wyjść jest bardzo trudno
Zaczął płakać i powtarzać że nie wie co się dzieje
Ze coś czy ktoś odbiera mu nadzieję
Spokojnie ? powiedziałem ? pamiętasz o co walczyłeś
Co mocno kochałeś czego nienawidziłeś
Spojrzał na mnie tym już nieobecnym wzrokiem
Uśmiechnął się cynicznie i powiedział ? trochę
Miłość i nienawiść to dzieci niewoli
Wydane na świat dla lepszej kontroli
Nad ludźmi którzy muszą mieć podziały
Bo bez nich świat zrobi się zbyt szary
Wstał i odszedł bez pożegnania
Miesiąc później słuchaliśmy już kazania
To był mały pogrzeb wielkiego człowie
Pomagał innym przezwyciężyć cierpienie
A sam tracił wewnętrzną nadzieję
Że wrócą do niego osoby które tak mocno kochał
I to właśnie przez nie poleciała mu krew z nosa..