i ty też kochaj Kasię eSz! (mimo, że to trochę głupawe dziewczę, co się zatrzymało na pewnym etapie rozwoju i dalej ani rusz)
trzeba kochać Kasię eSz, ona cię pokocha też!
Dobra, starczy , bo z rymów do Kasi esz został mi już tylko mięsny jeż, wystarczy kompromitacji :D
Hm, wygląda na to, że w tym roku zaliczę ten nieszczęsny semestr na pogańskiej uczelni... Co z katolicką - zobaczymy, pewnie też (w końcu jestem Kasia eSz!). Studiowanie filologii polskiej do kwadratu jest na tyle przyjemne, że mam tylko 45 minut zajęć tygodniowo, plus seminarium, ale to się nie liczy, bo dowiedziałam się niedawno, że jestem uemceesowskim vipem. Dobrze jest być vipem, można zapisywać się na zajęcia w środku semestru, wykładowcy są zdziwieni, że w ogóle chodzisz, gratulują kreatywności, śmiesznie.
Żeby jednak nie było, że moje życie takie piękne, kolorowe i bez skazy muszę nadmienić, że wrobiono mnie w straszliwe rzeczy. Jestem altem i śpiewam (chociaż to chyba za duże słowo...) w zespole ludowym uczelni pogańskiej. Przyznaję jednak, że robię to tylko dla wpisu z wf i perspektywy doczepianego warkocza na występach...
I jako, że grudzień nadszedł (znienacka), już czas na mikołajki folkowe. Jutro wieczorem przeprowadzam się do chatki żaka (żala :P).
Co najgorsze niestety, nie ma towaru w mieście, a bycie kotem (w tym przypadku oczywiście) nie zadowala w pełni.
I lubię znowu Comę, i przyznaję, "że w sumie to żyje się cudnie". I tyle na dziś.
Z zimowymi pozdrowieniami -
raz, dwa, trzy - Kasia Szy! :D