ALBAŃSKI CHAOS
Nie opowiem wszystkiego na raz, bo się nie da!
Miejscem docelowym była Albania.
Po drodze jednak mieliśmy dwa noclegi.
Chorwacja jak Chorwacja, nieco znaliśmy ją już z zeszłego roku. Nie byliśmy jednak nad morzem i trochę inaczej na nią spojrzeliśmy.
Gdzie niegdzie było jeszcze widać ślady wojny, miasteczko było urocze, choć nieco obskurne...
Następnym przystankiem była Bośnia i Hercegowina.
Tutaj ślady kul na murach były już namacalnie widoczne. Mnie osobiście wprawiały w stan wielkiej zadumy i wywarły na mnie ogromne wrażenie.
Dotarło do mnie jak okropnym zjawiskiem jest wojna, jak długo kraj musi się po niej zbierać i w jakich warunkach później żyją ludzie. Już nie mówiąc o miejscach, z których zostały jedynie szczątki.
Bośnia to także kraj muzułmański. Mijaliśmy meczet za meczetem.
Gdy zwiedzaliśmy Sarajewo i doszliśmy do samego centrum, byliśmy dosłownie otoczeni minaretami. Nigdzie nie pozwalano mi się poruszać samej, zawsze miałam "obstawę".
Ogólnie stolica tego kraju jest pięknym miastem! Zobaczyliśmy słynną studnię, której budowę zlecił sam Sulejman!
No i teraz Albania...
"Syf, kiła i mogiła".
Na samym początku muszę powiedzieć, że albańscy kierowcy definitywnie nie potrafią jeszcze prowadzić samochodów.
Próbowaliśmy im to wybaczać, przypominając sobie, że oni samochodami jeżdżą dopiero od 20 lat, a wcześniej ich środkiem lokomocji były OSŁY.
W sumie to nadal są...
Jest to jednak przepiękny kraj! (można to zobaczyć na zdjęciu)
Smutny jest jednak fakt, że jest tam koszmarnie dużo śmieci. Leżą sobie ot tak na drodze, w lesie, w górach...
Widok konia z furmanką pędzącego w przeciwnym kierunku na autostradzie jest niezapomniany. Na porządku dziennym jest także krowa idąca samopas i stado kóz przechodzące przez przejście graniczne.
To pierwsze wrażenie o Albanii... Czy dalej było tak samo "dziko"?
O tym następnym razem... :)