Jest zle, bardzo zle. Zakatuje sie na smierc, ale tylko tak powstane. Czas plynie i to nie az tak szybko, ale mi i tak przecieka przez palce. Znalesc punkt oparcia i o Boze zakonczyc ta roczna 'przyjazn' raz na zawsze, bo nie mam pojecia kiedy i jak do tego doszlo. Przydaloby sie odizolowac, ale za bardzo kocham ludzi. Co sie stalo? troszeczke sie zmienilam, troszeczke mnie caly ostatni rok zmienil, kurde ROK! ale bardziej gorzej 6 miesiecy. Coraz czesciej mam ochote pierdolic wszystko i sie poddac, gdybym tylko mogla i umiala zrobilabym to jak najszybciej, niestety juz dawno minal do tego czas, niestety to juz nie ten moment. i po co? na co? moge chyba pisac poradnik 'jak zjebac zycie w 24 miesiace'. przepraszam, ale przeraza mnie ta liczba. tyle czasu zmarnowalam, rownie tyle rzczy, osob stracilam, a co zyskalam? jak narazie nic, zupelne nic, poza coraz gorszym 'samopoczuciem', ze tak to ujme. Chyba nie powinnam byc bierzmowana, codziennie popelniam tez sam grzech, a poczucie winy za to juz dawno zniknelo. W sumie nie wiem czy w ogole kiedys bylo, w sumie nie obchodzi mnie to. Oklamuje sama siebie. Lubie pisac notki na takim humorze, palce same wystukuja literki, zero myslenia! Zblizaja sie wakacje, pierwsze, ktorych nie chce. Chcialabym sie zatrzymac tu i teraz w tym momencie, trwac w tym dniu, zeby mijaly godziny meczarni, ale nie zmieniala sie data i wszystko by bylo latwiejsze. Aktualnie to chyba moje marzenie, zatrzymac w koncu ten pierdolny czas, moc stanac choc na chwilke, sekunde i przemyslec wszytsko, nie patrzac na kalendarz. Miec moment, w ktorym bede mogla swiadomie odetchnac z ulga, bez zadnych presji. Niestety to nie mozliwe, przez co umyka mi bardzo duzo spraw, za duzo na moja glowe. Nie mam juz sily na zadne nowe zobowiazania, ani na nic, szybko tu nie wroce, wiec see ya.
Słów na usta nie ciśnie się zbyt wiele,
co mam powiedzieć na prawdę nie wiem,
poza tym, że byłeś moim przyjacielem.