Coraz bardziej się cieszę, gdy moje dziecko zasypia.. Muszę mieć czas na wyciszenie , na poukładanie tego wszystkiego, nad próbowaniem rozwiązania tych problemów.
Zaczyna być źle .. Wszystko się sypie .
Zaczęło się już w weekend .. moja mama zaczęła się strasznie rządzić i rozstawiać nas po kątach .. A jak stwierdziliśmy że nie , że takiej opcji nie ma i poszliśmy wszyscy do siebie na górę, to była straszna obraza majestatu. Czy tak trudno zrozumieć , że jak widujemy się przez jeden dzień w tygodniu to chcemy ten dzień spędzić razem, zamiast spędzać go na jakichś bezsensownych zajęciach? A że o sobotnich mandatach nie wspomnę..
Ale to wszystko było niczym wobec tego, co wydarzyło się wczoraj.. Zaczęło się po południu, gdy moja Mama wróciła z pracy. Odkryła dziury, które nasza mała słodka bernardynka wykopała pod ogrodzeniem i zaczęła je zasypywać. A mnie oczywiście odezwało się sumienie , że jak to moja Babcia z chorym kręgosłupem ma machać łopatą? No i wzięłam się za to - 1,5 godziny na dworze. Ale to akurat nie było problemem , bo trochę ruchu mi się przyda -trzeba zrzucić ten brzuszek- problemem było to, że telefon został w domu. A Krzysiek zaczął dzwonić.. Jak już w końcu odebrałam, okazał się wściekły.. Okazało się, że Teściowa zmieniła zdanie i stwierdziła, że tyle ile od Nas chciała za wynajem mieszkania od listopada wydało się jej za małą kwotą i uznała, że chce od Nas 2oo więcej.. Że niby rachunki wzrosną , bo dwie dodatkowe osoby, i takie tam. Dobrze wiemy, że to tylko pretekst. Jakie dwie dodatkowe osoby, skoro ona i Diana się wtedy wyprowadzają?! Zachciało się jej przyrabiać więcej na rodzinie.. No i chyba nie chce Nas tam. Krzyś oczywiście uniósł się dumą i powiedział jej co o tym myśli - że nie, że woli zapłacić komuś obcemu za wynajem, a nie własnej Matce , która powinna Nam pomagać , a rzuca nam kłody pod nogi.. Z jednej strony doskonale go rozumiem, bo jest to strasznie chamskie, lecz z drugiej- nie stać nas na wynajem czegokolwiek.. Przecież ja teraz nie pracuję , zajmuję się Wikim, a Krzyś kokosów nie zarabia.. Mieliśmy już wszystko zaplanowane, z początkiem listopaada mieliśmy już być w Gliwicach, a teraz..? Nie wiem już, jak znaleźć wyjście..
Zaczynam się martwić. Jak My to wszystko przetrwamy? Są rodziny które rozpadają się z bardziej błachych powodów niż brak mieszkania. W takiej sytuacji jak teraz, z daleka od siebie długo nie wytrzymamy. Brakuje nam wspólnych wieczorów, bliskości, widoku naszych uśmiechów na twarzach co dzień. Wiktor też tęskni za Tatą, robi się markotny gdy go nie ma , a gdy przyjeżdża- piszczy z radości, śmieje się..
Ciężko Nam . Ale wiem, że musimy przetrwać. Że nie możemy się poddać. Nie tylko dla siebie, dla naszej miłości, ale dla Wiktora. To on jest naszym największym Skarbem i dopóki go mam, nic nie może nas zniszczyć.
Cieszę się, że mogłam to wszystko z siebie wyrzucić.
Wiem, a przynajmniej mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
Będzie dobrze. Musi.
Sara
P.S. Musimy iść na pocztę odebrać paczkę. Albo fisher price, albo kosmetyki dla Małego.
E tam, co to jest 6 kilometrów w jedną stronę. Schudnę.
Użytkownik mamawiktora
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.