Alladyn miał latający dywan, a ja będę miał kurwa jeżdżący.
Uprzedzę Kwejki itd. - tak, to mój dywan.
Nie, nie kryję nim auta.
To nie tak jak z Niemcem co trzymał pod kocem i jeździł tylko w niedzielę do kościoła (starszy Pan oczywiście).
Nie chodzę do kościoła, nie jestem starszy (chyba nawet nie zaliczam się do wieku średniego), no i nie chcę trzymać samochodu pod kocem/ dywanem.
To Święty Dywan - dywan pochodzący z Świątyni Stali.
Tak, tak, zgadza się. Dziekuję za pochwały.
Nieskromnie muszę się z Wami zgodzić - odjebałem kawał dobrej roboty.
Wytrzepałem dywan, pozamiatałem, trochę przetarłem kurze.
Korzystając z okazji postanowiłem go przewietrzyć/ wysuszyć.
WIlgoci u mnie w piwnicy nie ma, ale nic się nie stanie jeśli zażyje trochę kąpieli słonecznej.
No i przecież nie zostawię go na trzepaku, bo ktoś zajebie
(tak moi mili, to jest Polsza - przypominam, iż ktoś kiedyś zajebał zaszczane psie legowisko spod balkonu)...
Wczoraj wróciłem na siłkę, była klateczka.
Całkiem dobrze poszło.
Pleców nie czułem, chyba wciąż są naćpane chemikaliami (po za tym zawsze ćwiczę tak, by uszkodzony odcinek nie brał udziału).
Może dzisiaj też coś podziałam, nie wiem.
Monika zleciła mi do umycia jebane okno.
Szkoda, że w aucie i w piwnicy sam muszę sprzątać...
Znaczy się... Z tej strony Twój kapeć, z największą przyjemnością umyję okno :* :* :* <3 <3 <3
Jedna kawa została wypita, może za niedługo pierdolnę następną.
Plecy bolą, ale nie bolą.
Pojebane uczucie.
Książka się nie czyta.