Taaak, wiem - byłem ostatnio niemiły.
Wstałem z łóżka lewą nogą, lewą ręką i lewym jajem...
Strasznie przypierdalający byłem.
Ale jak się to mówi - "niczego nie żałuję".
Tymczasem kawa się nie pije, plecy trochę bolą.
Nie tak jak ostatnio, ale jednak.
Nie wiem jak to zrobię, ale dziś mam nogi...
I nie o plecy chodzi, co o motywację - chęci wynoszą Z E R O procent.
Wczoraj też miałem ćwiczyć, ale tak jakoś Adaś mocno mnie przegnał po okolicy na motorze.
Ekstra wypad, jak Adaś coś zaplanuje, to musi być bomba :)
W sumie wczoraj zrobiłem ponad jedną szóstą całego mojego przebiegu.
W jeden dzień!!!
No w końcu sprawdziłem V-max :D
No nic.
Idę dojeść piccę.
Do wyra.
A potem się zobaczy.
Pewnie i tak zapomniałem o czymś napisać (pewnie w chuj istotnym).
Najwyżej dopiszę po czasie.
Od jutra "ochłodzenie" i deszcz, więc koniec jazd :(
Aktualizacja:
Przebiegłem 7,5 kilometra.
Po rannej, piątkowej zmianie.
To pokazuje ile daje sen (troszkę poleżałem po południu).
W lodówce czeka na mnie fit sałatka z Żabki.
Jak być fit to na całego - myślicie, że zasłużyłem na piwo i fajeczkę?
Dajcie znać w komentarzach!
(I tak je wypiję i zapalę :])