zdjęcie nie z przypadku, bo to od niego zaczęła się większość moich problemów w tamte wakacje, które zniknęły a teraz wracają, gdy myślę że wszystko jest już w jak najlepszym porządku...
tak sobie myślę, czemu popełniamy tyle błędów, których większość z nich to głupota?
w samotnośći , kiedy możemy rozkminić sobie dużo rzeczy, pewne z czynów uważamy za totalną głupotę. ale kiedy mamy okazję coś zrobić, mózg nam się wyłącza ( przepraszam,że pisze w liczbie mnogiej, ale tak mi jakoś wygodniej :) jeśli tym kogoś uraziłam, przepraszam ) wtedy nie myślimy, że coś jest złe, ale po prostu chcemy się dobrze bawić, lub czasem niestety robimy to, żeby się komuś przypodobać. najgorsze jest to, jeśli potem musimy tego żałować. jednym z takich czynów może być picie.. napojów procentowych oczywiśćie, albo jakieś palenie fajek, zielska, czy coś.
w piątek przed imprezą, powiedziałam sobie, że nie pije NIC. naprawde nic, nawet łyka. nie chciałam, aby powtórzyło się to, co powtarza się za każdym razem, gdy cokolwiek wypije, nawet troszeczkę. bo... stwierdzić muszę, że po alkoholu nie potrafie opanować mojej "pustki w sercu" i po prostu szukam kogoś przeliże się, zaraz idę do następnego to samo, jakieś przytulanie czy coś. potem żałuje, bo nic z tego i tak nie będzie. później kolejna impreza i obiecywanie sobie, ale po prostu ulegam ludziom , zwłaszcza tym, na których chociaż troszeczkę mi zależy. o ile wogóle mi na kimś cokolwiek zależy, bo może mi się wydaje? / no i o to co się dzieje : spóźniłam się na autobus ( nawet na dwa ) może jakbym się nie spóźniła, to całej histori by nie było i napiłabym się tylko pół piwa w klubie. ale wracając do tematu w autobusie, na który musiałam niestety biec w szpilkach, spotkałam kolegów z gim. dawno się nie widzieliśmy, wyciągneli finlandie i przeszła jedna kolejka w autobusie, ahaha. potem dosiadła się do nas Pony, musieliśmy się przesiąść w inny autobus i tam spotkałyśmy koleżanki z klasy. i wszyscy razem poszliśmy znów po %. przynajmniej ograniczyłam się i nie kupiłam nic jakiegoś okropnie alkoholowego, tylko despa.w między czasie zapaliliśmy... zrobiło się weselej... później już tylko od kolegi po łyczku, ale o tym zaraz. doszliśmy do klubu byłam już trochę wstawiona. no i przed wejściem przelizałam się z kolegą. potem w środku jeszcze jeden i drugi no i z PONY no i ostatni. ostatni był zajebisty, ale to brat mojego kolegi, o którym potem dowiedziałam się, że ma laske a nigdy bym nie podejrzewała :<
kolejnym problemem mogliby być rodzice ( u mnie na szczęście spali, gdy wróciłam do domu ) . aczkolwiek gdy rodzice się dowiedzą, żałujemy jeszcze bardziej i chyba dopiero wtedy ( ewentualnie jak wracamy do domu ) zastanawiamy się nad tym co zrobiliśmy. kiedyś laska , która liże się z kimś kogo poznała na imprezie, mogłaby być nikim , mogłabym twierdzić, że nigdy tak nie zrobie, a dziś to ja jestem tą laską, przed którą inni ostrzegają? paranoja trochę. jak na to patrzec wyjście jest, koniec melanżów, ale to odpada... nie nie i nie. chce korzystać z życia... ale co zrobić, żeby w każdej chwili zachować trzeźwy umysł? jak nauczyć się odmawiać na nawet te wydajęce się najlepsze propozycje? nie mam pojęcia... i dlatego dzieje się to wszystko. muszę to ogarnąć, ale nie wiem jak.. jakieś propozycje??
no i takie są właśnie moje zajebiiste historię z imprez. dziś robimy after party po piątku i już wiem,że będę tego żałować, ale trzymajcie za mnie kciuki, może będę umiała odmówić, hm?
miłego dnia wszystkim!