Rozdział IV : Kocham ją.
Znalazłam się w całkiem nieznajomym mi miejscu. Błądziłam ciemnym korytarzem, strach przeszywał gdzieś skrytą błędną podświadomość, a jednak szłam dalej nie mogąc się zatrzymać. Przebyłam już tyle maleńkich ścieżek lecz ta zdawała sie nie mieć końca, zapełniona bólem cierpieniem i nienawiścią. Nie mogąc obejrzeć się za siebie przeczuwałam to co niedługo nadejdzie, słysząc niby znajome kroki, przerażające krzyki wołające o litość brnęłam w coraz dalszą głębię. Zagubiona, nie znająca drogi powrotnej mała dziewczynka zapatrzona w ciemność, obca w szklanym świecie oświetlona heroiczną grą o przetrwanie. Oszraniający chłód owładnął teraz moje ciało, poczułam dotyk na ozięmbłej skórze, ten sam którego nigdy więcej nie chciałam doświadczyć. Silne metalowe szpony trzymały mnie w swoich objęciach, nie próbowałam juz nawet walczyć z braku sił i wiecznej ucieczki. Nagle ciemny brudny korytarz zmienił się w zieloniutkie jaskrawe ściany, pomarańczowe zasłony i dębowe malutkie biureczko. Moje oczy ujżały promyczki bawiące się na satynowej czerwonej pościeli.
- powiesz mi wreszcie co się dzieje?? wiesz że tak bardzo ją kocham - wpadłam do kuchni, widząc Mary wpatrrującą się w duże okno z białymi kratami, Obok niej siedział Fer, ten sam którego wczoraj tak nagle zostawiłam i który od niedawna pojawiał się w prawie każdej mojej myśli.
- pół roku temu.... - zakryła twarz nie chcąc kończyć
- w czwartek, tak to był czwartek- dokończyłam za nią, lekko zdziwieni moją osobą, zwyczajnie nie widzieli że od któregoś momentu przysłuchiwałam się rozmowie. Mery wyszła, wiedziała że jedyne czego teraz pragnęłam to właśnie on sam. Spojrzał na mnie ale nie zadawał pytań, spokojnie czekał na moje słowa.
'' Szła niewiedząc co spotka jej kruche delikatne ciało, muskając palcami urocze szare kamieniczki, ubrana w leciutką niebieską sukienkę. Piękne w odcieniu grafitu włosy padały na smukłe odkryte ramiona. Wchodząc do maleńkiego zagajnika, znajdującego się tuż po drugiej stronie domu zachwycała się widokiem pięknych wysokich sosen, których zapach rozlegał się po całej północnej części Madrytu. Nie widząc konarów drzew upadła, ujrzała nad sobą mężczyznę kierującego dłoń w jej stronę, lecz nie wiedziała że chwytając ją popełni największy błąd w życiu. Zza drzew wyłaniały się cztery potężne postacię zmierzające w ich kierunku, chciała uciec, nie zdąrzyła....... Nadgarstki spętane grubym ostrym sznurem, bezwładne dłonie na które spadały jasnoczerwone jesienne liście, przenikliwy płacz i krzyk który najwyraźniej sprawiał im dodatkową przyjemność, brudny dotyk wijący się po każdym milimetrze jej ciała. Czując ogromny ból i nieprzemijające uczucie upokorzenia, zamykając oczy wyobrażała sobie niebo, miejsce do którego właśnie teraz pragnęła się udać. Prawie naga leżała na szklanych kawałkach butelek, ostrych maleńkich kamyczkach próbując...''
- wystarczy- przytulił mnie tak mocno jak tylko mógł, nie odrywając oczu od okna zatrzymałam wzrok na tej samej istotce którą niedawno widziałam. Jasne promyczki odbijały się od jej złotych długich loczków.
- A wracając do twojej rozmowy z Mary... - przystanęłam na chwilę odwracając się - to ja też cię kocham - wtóliłam swą twarz w jego szyję, zapach perfum które wyczuwałam uspokoiły wzburzone emocje.
Rozdział V : Maksimum szczęścia
- zamieszkajmy razem .
Nie zareagowałam na wypowiedziane słowa, jakby przez chwilę do mnie nie docierały, odsunęłam się i udałam w strone długiego czarnego kuchennego blatu, chwytając za szklankę stanęłam bez ruchu. Ciszę przerwał odgłos upadającego szkła rozpadającego sie na niemal niezauważalne elemenciki.
- dobrze - odparłam skrywając wzrok w jego tęczówkach.
Nie zastanawiała mnie reakcja Mery, tej którą tak bardzo kochałam, której zdanie liczyło się dla mnie ponad wszystko.
- idziemy? - drżące ciche słowa wypowiadane z mych ust kierowały się do wyjścia. Przez ciemne szkliste okienko obserwowałam malownicze jednorodzinne domki pokryte różnobarwnymi kolorami, wywoływały na mej twarzy mimowolny uśmiech którego od dawna nie można było ujrzeć. Zatrzymałam wzrok na ogromnym ciemnozielonym ogrodzie, zdobionym rządkami pięknych kwiatów. W sródku jakże uroczych niewielkich sosenek rozciągał się duży kremowy domek, przejrzyste białe firaneczki kołysały się pod wpływem leciutkiego podmuchu. Urzekający widok wnętrza przypominał skromny Boloński domek który przed laty zamieszkiwałam. Masywne dębowe szafki, kontrastowały z daleko rozciągającymi się w kolorze wzburzonego morza ścianami, na końcu krętego korytarzyka prowadzącego do ciemnych stalowych drzwi , znajdowały sie wijące ku górze potężne schody.
- chodź - podążyłam za wołającym głosem, zachwycając się każdym maleńkim napotkanym drobiazgiem, zatrzymałam się widząc średniej wielkości szklany stół okryty fioletowym obrusem. Dwie płonące świeczki o jakże pieknych jasnoczerwonych płomyczkach odbijały sie w butelce czerwonego wina, tworząc przemiły bardzo radosny obrazek. Od jakiegos momentu słyszałam nadchodzące kroki, jednak nie reagowałam wciąż wpatrując się w migające na przemian światełka.
- Kocham Cię !!- spojrzałam na czekoladowe oczy mężczyzny, z ust którego właśnie padały te słowa. Dotykajac płąnącego policzka, powolnym muśnięciem zatrzymał się na mych drżących ustach.
- Tak zawładnął pan moim sercem panie Torres, kocham pana - tak wielkie emocje targały teraz moimi uczuciami, nie chciałam myślec o przyszłości liczyło sie tylko narastające z każda sekundą maksimum szcześcia. Przy nim świat stawał sie lepszy a wszelkie problemy zwyczajnie znikały. W jego błądzących po mej twarzy dłoniach zostawiłam cały swój świat, zaryzykowałam wiedząc że warto. Mijając kręty korytarz udaliśmy się potężnymi schodami ku górze.
- otwórz- wypowiedział to z taką pewnością siebie i figlarnym uśmieszkiem że nie wiedziałam jak zareagować, z zaciekawieniem szybko chwyciłam za srebrną dużą klamkę od potężnych orzechowo - kawowych drzwi. Moim oczom ukazało się ogromne łóżko w błękitnej kaszmirowej pościeli, które dookoła otaczało tysiące świeczek. Droga do łóżka wyścielona była płatkami białych oraz różówych róż a na nim ku mojemu wielkiemu zdziwieniu znajdowało się wielkie serce wyścielone tymi pięknymi kwiatami w odcieniu czerwieni, w moich oczach pojawiły się pierwsze łzy szczęścia i niedowierzania.
- a.. ale.. - rozpłakałam się na dobre .
- Kocham cie nawet nie wiesz jak bardzo - przytulił mnie tak mocno jak tylko mogłam sobie to wyobrażać
- Dziękuje Fer dziekuję.... - powtarzałam to jeszcze kilkanaście razy lecz nagle niespodziewanie moje słowa skryły się w jego ustach. To juz nie było zwykłe muśnięcie, zamknęłam oczy i odpłynęłam na chwilę w odchłań raju.