Hej. Nie wiem dlaczego, ale wstałam dzisiaj w bardzo złym humorze. Powoli zaczynam wątpić w siebie. Boję się, że mimo wkładanego trudu w to wszystko i tak nie będzie żadnych efektów. W wyniku tego w mojej głowie pojawiają się straszliwe głosy, podpowiadające mi: "i tak nie schudniesz, zjedz sobie batona; na zawsze będziesz grubasem, zamów pizze; idź do sklepu po czipsy; zrób tosty ociekające tłustym serem"... Eh, ciężko jest. Ale kurwa, nie poddam się.
Napady są dla słabych. A JA NIE JESTEM SŁABA.
Bilans:
-śniadanie: omlet z 2 jaj smażony bez tłuszczu + łyżeczka dżemu + pół łyżeczki miodu, kawa
-drugie śniadanie: miseczka płatków błonnikowych + mleko
-obiad: pół kotleta mielonego + ogórek kiszony, zielona herbata
-podwieczorek: kawa
-kolacja: tuńczyk w sosie własnym + warzywa
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
EDIT. Siedzę sobie właśnie u siostry i na wyciągnięcie ręki leży mars i snickers. Ten drugi to mój ulubiony baton. Mam przeogromną ochotę po niego sięgnąć. Co lepsze siostra kupiła go właśnie dla mnie. Ale nie. Będę twarda. Nie zjem go.
Będę chuda.