...oto najlepsza przyjaciółka mojej córci:)...jeszcze z Anglii...Julia bardzo tęskni za nią i całą szkołą w Barrow...tak mnie naszło na tą fote bo jestem po zebraniu szkolnym...i musze powiedzieć że mam mieszane uczucia...ale dłuższy opis dodam potem....bo teraz czas troche mnie goni...w każdym razie zaczynam sie zastanawiać nad swoim życiem i czy aby dobrze robimy wyjeżdżajac głównie ze względu na Julię...w Anglii była bardzo chwalona ale...a-potem opisze to ale...na pewno bo siedzi mi w głowie:(...niby nic i mogłam sie spodziewać a jednak...poprostu mam wygórowaną emocjonalność zwłaszcza w stosunku do mojego dzieciaczka kochanego chyba...ale w końcu mamą jestem;)...no to potem więcej szczegółów...
...no to kontynuuję...już sie troche uspokoiłam to moze łatwiej mi sie będzie pisać..
...a więc dziś najbardziej zaabsorbowała mnie sprawa w szkole...a mianowicie po zebraniu skąd inąd z sympatyczną i widać mądrą wychowawczynią znającą się na edukacji i wychowaniu maluchów w szkole...pewna wiadomosć mnie zmartwiła...pani stwierdziła że Julcia ma pewne braki...pytała o zerówke- na co ja jej powiedziałam że chodziła do angielskiej szkoły, a zerówki nie-więc powiedziała że daje sie zauważyć brak owej zerówki...i to na pewno stąd mówiąc ze zrozumieniem...w tej chwili nie wydawało mi sie to takie straszne, tym bardziej ze sama podeszłam do niej i poprosiłam o chwilke rozmowy, ale po wyjściu ze szkoły aż mnie w sercu coś zakuło i łzy mi popłynęły...tym bardziej ze w angielskiej szkole radziła sobie doskomnale i to nie jak na polskie a i angielskie dzieciaczki...wiem-jest różnica w tym nauczaniu i powinnam spodziewać sie że w Polsce może mieć troche trudniej na początku...ale poprostu to uderzyło we mnie jak jakis piorun...Szczepan stwierdził że za bardzo emocjonalnie do tego podchodze i że przecież w ogóle mogła nie pójść do tej szkoły bo ten wyjazd...ale no zawsze to jakoś nie tak...chciałabym aby mogła też mieć polskie wiadomości na dobrym poziomie...wiem że to troche niemożliwe bo musiałaby mieć zamiast 5 dni 10 ale jest mi jakoś żle...tym bardziej że przecież umie czytać i radzi sobie nieżle...ale właśnie w związku z tym dopiero teraz zaczynam sie zastanawiać na jak wysokim poziomie jest polska szkoła...i tego może mi będzie brakować...nie żebym na angielska narzekała, bo naprawde na super szkołe tam trafiliśmy ale oby było tak też w Melbourne...sama nie wiem-rozbita jestem...mówie sobie że przecież będziemy tam...tam będzie żyła...ale zaraz pojawia sie myśl- a jak kiedyś wrócimy...co prawda nie planujemy...ale ja dla swojego dzieciaczka chce jak najlepiej...dobrze że choć w weekendy będzie do polskiej szkoły chodzić:)...
...a w ogóle to tak dziwnie sie czułam na tym zebraniu..jakies składki i w ogóle niby jest w tej klasie a nie do końca, bo ten wyjazd sie zbliża...no ale sama tego chciałam...i wcale nie żałuje bo przynajmniej miesiąc skorzysta i dostane cenne rady od wychowawczyni, bo juz mi obiecała...
a poza tym...tak pocieszając sie-misiek mówił że jest możliwe że będziemy mieszkać w niezłej dzielnicy Melbourne bo dzwonili do niego a im lepsza tym lepsze szkoły;)...
...no to sie troche wyżaliłam w swoim pamiętniczku...choć jak to czytam to z boku nie wygląda to na tragedie
...bo przecież nikt mi nic złego nie powiedział tylko coś czego mogłam sie spodziewać...ale jakoś tak na żywo-dotknęło to mnie i dało do myślenia...
przepraszam jeśli kogoś zanudzam ale i dzięki za miłe komentarzyki jeśli już ktoś czyta co u mnie sie dzieje...to naprawdw miłe usłyszeć troszke wsparcia nawet od obcych w sumie ludków
...
aforyzm dla mnie na dziś;):
Nie wszystko w życiu można zdobyć,
trzeba raczej wybierać