3... 2... 1...
Pojszło.
Tak oto przywitaliśmy nowy rok.
Tak oto pożegnaliśmy stary rok.
Czy mam jakieś jasno określone postanowienia? Nie. Pewnie gdzieś są, tam, w tyle mojej głowy. Ale nie są jasne, nie są spisane na kartce, nie w pamiętniczku. No po prostu są sobie gdzieś, w odległej galaktyce.
Ludzie się zmieniają. Niektórzy. W sumie to wszyscy. Na lepsze i na gorsze. Ale mocno boli, gdy widzisz to drugie. Jak bardzo zakochany w sobie może być człowiek? Jak bardzo zdolny do krytykowania innych? Zarozumiały? I nagle przychodzi ci wątpliwość - a może oni się nie zmienili, a to tobie przybyło empatii i skłonności do tego, by w każdym odkryć to, co najlepszego ma w sobie? Bo przecież każdy ma coś takiego. I czy zawsze miałaś to w sobie, czy to przychodzi z czasem i z wydarzeniami, które aż tak cię zmieniają? Wydaje mi się, że zawsze to gdzieś w sobie miałam. Przypuszczalnie to w głowie, ale no. Miałam. Nigdy nikogo nie potrafiłam skreślić, odrzucić. Zawsze chciałam zrozumieć. Błagam, porozmawiaj ze mną. I chyba po dziś dzień trzymam się stwierdzenia, że świat byłby o wiele piękniejszy, gdyby ludzie ze sobą rozmawiali. Ale rozmawiali, nie wymieniali informacje. Rozmawiali przez duże Ry. I przez to rozmyślanie możesz dojść do tego, że może ta skłonność do dostrzegania w innych dobra, jest właśnie tym dobrem, które jest w twoim sercu. Odbiegłam. Ludzie się zmieniają. Ale boli, gdy widzisz, że na gorsze.
Tyle jeszcze życia do odkrycia (yo, yo, hehe). Tyle siebie do odkrycia. Tyle Boga do odkrycia. Powinnam napisać Boga na pierwszym miejscu. Ale On jest i tak wszędzie, więc ok.
To był przecież dobry rok. Mimo wszystko.
Czuję, że nie skończyłam myśli. Ale może na dziś wystarczy.
Dzień dobry.
Dobranoc.