Było cudownie, spotykaliśmy się codziennie. Czułam się jak w siódmym niebie. Czułam coś do niego. Nie da sę tego opisać. Non stop o nim myślałam. Śnił mi się co noc. Czułam jego obecnośc, nawet gdy jego nie było.
Nie widziałam się z nim dwa tygodnie. Ciężko było. Myślałam o nim prawie ciągle. Tęskniłam za nim. Powiedział, że musi wyjechać , ale wróci. Nie powiedział po co wyjeżdza. Smutno mi było. Już nie było cudownie. Pożeganie było ciężkie. Ledwo powstrzymałam łzy. Brakuje mi go. Nie powiedział, kiedy wraca. Tylko, że za dwa tygonie. Nie powiedział dokładnie. Czułam pustkę. Siedziałam sama w domu na kanapie. Była sobota. Czytałam książkę. Ktoś zapukał do drzwi. Wstałam i otworzyłam. Zerknęłam na wycieraczke. Leżał am bukiet czerwonych róż. Od razu wiedziałam od kogo !
- Robeeert ! - wykrzyknęłam i wskoczyłam na niego. Łzy mi poleciały ze szczęscia.
- Cześć maleńka - powiedział i mocno mnie do siebie przytulił. Zamknęłam oczy. Dawne uczucia wróciły. I znów było jak w niebie, cudownie. Zeszłam z niego. Wytarłam łzy i spojrzałam mu w oczy.
- Jesteś..- nie mogłam uwierzyć
- Tak, jestem. Już Cie nie zostawie - powiedział po czym się uśmiechnął.
- To dobrze - uśmiechnęłam się.
Przepraszam, ale narazie tylko tyle. Nie mam weny. Jutro dodam za to 2 noki albo więcej. Proszę, komentujcie <33 !