Nie chcę czuć. Nie chcę czuć Twojej nieobecności. Nic nie chcę czuć. Nie chcę myśleć, bo z każdą myślą przychodzą następne... A łzy same spływają po policzkach, bo przecież żadną siłą ich nie powstrzymasz. Ma się wrażenie, że serce jest całkowicie rozdarte, że autentycznie krwawi... Jakbyś powoli umierał... Choć tutaj nawet śmierć nie pomoże, bo nic nas nie uleczy... Żadne słowa, żadne czyny. Bo nikt Cię nie wskrzesi... A nie wiesz, ile bym dała, by tak było. Ile bym poświęciła, żeby mieć Cię znowu. Żeby z Tobą porozmawiać. Aż chce się cofnąć czas, i naprawić wszystko, co sie schrzaniło. A nie można... Sama nie wiem, czy najgorzej jest się pogodzić z tym wszystkim, czy ciągle mieć nadzieje, że to jakiś koszmar... Nikomu nie powinno się odbierać nadziei, bo być może... to ostatnie co mogło pozostać. Dlatego właśnie nie chcę jutra. bo na samą myśl o tym mam ochotę krzyczeć... Trudno jest przyzwyczaić się do tego, że Cię nie ma, że nie wrócisz, że już Cię nie zobaczę, że nie będę miała dla kogo się tak starać. Nie wiem, dlaczego tak wyszło. Nie wiem, dlaczego nie byłam na to przygotowana, a przecież powinnam. Nie wiem, dlaczego się nie spodziewałam. Chyba zbyt mocno w Ciebie wierzyłam... Zbyt mocno, żeby przyjąć do wiadomości, że to koniec, że nawet sam Bóg nie jest w stanie pomóc... Jestem zdecydowanie za bardzo naiwna... Za głupia. Żałuje, że nie mogłam odebrac Ci cierpień i wziąć ich na swoje konto. Mam ochotę Cię za to przepraszać, że nic nie dało się zrobić, że byłam taka a nie inna, że tyle razy zawiodłam. Nie wiem, jak powiedzieć, jakich użyć słów, żeby opisać to wszystko. Te cholerne 5 dni. Bo nie da się ich opisać, nie da się opisać najgorszych świąt w życiu. Nic nie sprawia radości, choinka jest choinką, wigilia wigilią. I ciągle starasz się żeby się nie poddać, bo masz ochotę po prostu usiąść i zacząć płakać, rzucać w ścianę czym popadanie, klnąć nie tylko pod nosem, ale nagłos, żeby słyszeli, żeby wiedzieli, że to, że nic nie mówisz, wcale nie oznacza, że nic nie czujesz, że Cie to nie obchodzi. Dziwnym sposobem przypomina się wszystko, co dobre, każde wspomnienie w najdrobniejszych szczegółach. I to chyba właśnie to tak wzrusza, bo normalnie leżałoby to gdzieś w zakamarkach świadomości, a dopiero teraz... potrafisz to wszystko przywołać... Każdy uśmiech, każde słowo, wszystko. To staję się aż denerwujące, bo żałujesz, że nie potrafiłeś powiedzieć cholernego ''Kocham cię bardzo, wiesz?'', które teraz mówiłbyś co chwilę...