Mam tego wszystkiego dość! Dość pogody, zachowania ludzi, moich stóp, siebie samej! Wszystkiego! Najchętniej rzuciłabym wszystko i poszła przed siebie. Od tak, bez planów, bez zmartwień. Ale czy tak można. Przecież takie jest życie i nie tylko ja coś takiego przeżywam. Tylko, że tak trudno się w tym wszystkim odnaleźć. Tak trudno przyznać się do błędu. Tak trudno zostawić to wszystko co było tak wspaniałe. Dlaczego z tym wszystkim jestem sama!? Dlaczego!? Mam dosyć tego, że wszystko ukrywam w sobie, chcę w końcu wykrzyczeć to, co tak bardzo męczy. A co będzie za te kilka dni, kiedy już nikt się nie odezwie. Już z nikim się nie zobaczę! Przytłoczy mnie to czego ta bardzo nienawidzę. Znów stanę na korytarzu, znów będą patrzeć mi w twarz, tym pustym wzrokiem. Znów będę sama... Ale sama nie wiem czy do końca jest złe, czy może jednak dobre. Właśnie to jest pytanie na które nikt nie zna odpowiedzi. Bo odpowiedź tak naprawdę jest ukryta głęboko we mnie. Ale jak tam dotrzeć? Właśnie tam kryje się odpowiedź na wszystkie pytania. Wyjaśnienia, które tak ciążą. Na wszystkie moje zachowania. Na moje słabości. Tylko, że to wszystko jest niemożliwe. Niemożliwe jest dojście tam. To jest ukryte przede mną. Ale czy inni mogą ujrzeć cień. Może chociaż jakiś zarys. Może jakaś najmniejsza wskazówka. Jedno słowo, które może dodać siły by znów stanąć na nogach. By się podnieść. Bo na razie, leżąc, nie widzę już żadnego sensu. Sensu do zmiany samej siebie...
Nie jestem stworzona to tych czasów...
Dziękuje...