stanąłem na klifie i rzucam kamienie w wodę.
stanąłem sam z sobą, z nieszcześciem w parze.
z woreczkiem smutków, garścią martwych marzeń.
wrzucam do wody czerwone kamienie-smutki:
chłód, nieobecność, czas, błękitną róże...
wrzucam do wody czarne kamienie-martwe marzenia:
miłość, nieśmiertelność, przyjaźń, ołówek...
spycham ze skały "nie" z nieszczęścia
i już, już mam się uśmiechnąć
ale...
czy wyrzucając przyczyny smutku, staje się szczęśliwy?
obiecałem sobie, że będę,
że nie przejmę się sobą czy twym spojrzeniem...
[ w czarnym mi do twarzy ;P ]