Właściwie, to nie mam nic do napisania oprócz tego, że jestem wkurzona. Niektórzy wiedzą, że mój komputer mnie nie lubi (jak zresztą pare innych osobników, czym się jednak nie martwię) i od jakiegoś tygodnia net działa kiedy chce, a najczęściej w ogóle. Jak jakąś godzinę temu weszłam na kompa, to prawie nic (czytaj NIC) nie zdążyłam zrobić :/. Ja generalnie jestem całkiem cierpliwa, ale to przechodzi wszelkie wyobrażenie.
'Tylko spokój może nas uratować' ostatnio często tak myślę, chyba nawet mi to pomaga. Żadnych zbędnych kroków, wszystko odmierzone, i jedzie się dalej. Co więcej, mam wrażenie że DALEJ niż 'dalej'. Źle nie będzie, zapowiada się całkiem fajnie. Nie żałuję podjętych decyzji. Od dawna nie myślałam w ten sposób, dotąd co najwyżej żałowałam decyzji wszelakich.
Jakiś zarys przyszłości mam. Może za dużo przystaję po drodze, ale chyba dotrę do celu. Koniec zbaczania ze ścieżki.