Czasami najbezpieczniej jest we własnej głowie. Czasami możemy się odnaleźć tylko we własnych myślach. Jednak najczęśniej nie potrafimy tego docenić. Jeśli dobrze korzystamy z naszych umysłów to czerpiemy z tego same korzyści. Chociaż często kłębi się w nich tysiąc myśli na minutę to jednak są i pozostają nadal naszą utopią. Moja utopia znalazła przepis na słodkie sny. Miękka poduszka, ciepła kołdra, zmęczone powieki i ... tajemny składnik, dzięki któremu sny stają się jeszcze bardziej wyjątkowe. Nic więc dziwnego, że moja punktualność poszła się kochać. Zamiast niej wkracza bezczelne spóźnialstwo. Ale czy mogę stawiać się w umówionym miejscu o umówionym czasie, skoro mam tak piękne sny? Czy nie jest zbrodnią wybudzanie mnie z nich? Budzik przyprawia o irytację znacznie częściej niż zwykle. Zaczynam zastanawiać się, czy słusznie zadurzam się w snach. Nie wszystko złoto, co się świeci. Co jeśli te sny do niczego tak naprawdę nie prowadzą? oczywiście, że nie prowadzą ! to jest w nich koszmarne. zanurzam się głęboko w obrazie, który pojawia się w Mojej głowie w zaledwie kilka sekund po zamknięciu oczu. Obraz przedstawia raj. Ale raj nie w znaczeniu biblijnym czy też egzotycznych tropików. Raj, jako codzienność wzbogacona o te pare chwil, dla których warto żyć. Żal się budzić, prawda? No właśnie. Sny mam magiczne. Wyobraźnię wybujałą. Ale co z rzeczywistością? Co zrobić, żeby wprowadzić sny w czyn? Los jest bezlitosny. Za każdym razem, gdy chcę odpuścić, odpocząć, odetchnąć, dostaję niezbite dowody, że powinnam wytrwać, wytrzymać, zaryzykować. I bądź tu mądry. Odpuścić czy zaryzykować? Robić coś czy nie robić nic? Przestać? Kontynuować? Obawiam się, że w pogoni za odrobiną raju stałam się niewolnicą własnego umysłu. Chyba najwyższy czas na pobudkę.