"Tak tak, właśnie tyle czasu minęło. A w tym czasie mieści się tyle zdarzeń dobrych i złych, pełno emocji, dużo stresu. Od czego by tu... Ach tak w skrócie to praca, praca i jeszcze raz praca. A obecnie to mam zakończoną jedną z priorytetowych spraw. Wszystko co moje jest u mnie, a reszta mnie nie obchodzi. Chociaż jeszcze wczoraj żołądek wywracał mi się na lewą stronę. Ale było minęło. Mleko się rozlało i trzeba było posprzątać. Teraz gotujemy świeże. W poniedziałek jadę na rozmowę kwalifikacyjną do Lesznan i z tej okazji mam milion myśli na minutę. Przeżywam wszystko i martwie się co to będzie...chociaż nie powinnam, bo wiem, że Ktoś o mnie zadba i nie pozostawi mnie samą. Ale jednak ludzki sposób myślenia w głowie jest i próbuje wyprzeć wszystkie racjonalne rozwiązania. Rysowanie...tak. Trochę macłam, trochę mazgłam i na razie na tym się skończyło. Oficjalny powód? "Nie mam czasu". I niech ten powód jako jedyny pozostanie oficjalny. Ołówki mam, kartki mam, mam nawet jakieś "profesjonalne" lekcje ściągnięte z internetu...nic tylko rysować. Tylko rusz ten gruby tyłek! "Nie kce mi się"...dobra nie to nie. Nie będę się zmuszać. To ma mi sprawić przyjemność i mam to robić kiedy mi się chce...nic nie muszę. Na razie jak przychodzę do domu to marzę tylko o tym żeby się trochę odmóżdżyć. Skupienia to mi w ogóle brakuje, o cokolwiek by nie chodziło, więc zostawmy to rysowanie na dzień pt. "O ja! Ależ mi się chce!". Jutro z rana upieke placka, kruszańca. Coś w tej kuchni zaczyna mi wychodzić, a przynajmniej w pieczeniu, bo przy gotowaniu nie mam za dużego pola do popisu. Kit...gotować się nauczę jak wyjdę za mąż...czyli za jakieś 40 lat xD Do tego czasu na samej jajecznicy i zupkach chińskich. No i gitara...nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba ;D bajo ;)"
Taaa...to było kilka miesięcy temu, a dziś? Dziś sytuacja wygląda inaczej...gorzej. Totalny brak sił i chęci. Brak pracy, bo właśnie to przede wszystkim dołuje. No i sytuacja w domu, nad którą nie będę się publicznie rozwodzić. Jest jak jest. Nie mam za dużo wpływu na to co się dzieje. Mogę tylko walczyć o siebie, chociaż ostatnio na to po prostu brak sił. Za tydzień w piątek jedziemy z M do Pani H. Wiem, że wizyta u psychologa nie jest lekarstwem na całe zło, ale pomaga naprostować to skrzywione przez KATA myślenie. Może znów nabiorę energii na kolejne mesiące walki. Na razie czuję, że rozwija się we mnie zarodek depresji. Czuję to, wiem o tym. Cały czas walczę...ze sobą. Zmuszam się do wyjścia z domu, spotykam się z ludźmi...chociaż naprawdę nie mam na to ochoty, staram się coś w domu robić, żeby tylko nie usiąść i się nie dołować. Na razie jest huśtawka...a raczej rollercoaster. Raz do góry raz na dole i z mega prędkością. Aż do porzygu...
Inni zdjęcia: 88888888888 podgolymniebem1547 akcentovaDrops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyxKwitki z mojej rabatki :) halinam