"Wiem, że czasami chciałabyś, żeby pozwolili Ci być słabą. Żeby ktoś po prostu Cię przytulił, ukołysał jak małe dziecko i nie oczekiwał lepszego charakteru, lepszych ocen, szczuplejszego ciała i szczerszego uśmiechu. Pozwoliłby Ci się wypłakać i przez tą jedną pie*rzoną chwilę mogłabyś się rozpaść w czyichś ramionach. Potem wstaniesz taka jak zawsze, ale każdy z nas potrzebuję takiego momentu. Kompletnego upadku, całkowitej akceptacji otoczenia, tak po prostu..."
Żyję i mam się dobrze... Nie idealnie, ale całkiem nieźle, jak na wszystko co mnie spotyka i boli.
Może za bardzo się przejmuję. Człowiek, jak mu za bardzo zależy, zaczyna wariować.
Trochę wariuję tutaj. Nie potrafię sobie poradzić sama ze sobą. Chwile szczęścia przeplatają się z momentami smutku, złości i zazdrości... To ostatnie trawi mnie szczególnie. Nie potrafię sobie z tym poradzić, ani sobie pomóc.
Może jestem za młoda na to wszystko. Jak to mówią, najpierw musisz się ogarnąć, a dopiero potem pakować się w związek... Coś w tym jest, jednocześnie co? Mam rezygnować z tego co mam, by nauczyć się żyć? Jak pozostać rozsądnym, kiedy tak bardzo zależy, kiedy myśl o tym po prostu boli?
Ale chyba będę musiała. Męczę się bardziej niż to jest tego warte.
Po powrocie do Polski mam nadzieję, że nie zapomnę i nie stracę odwagi.
A teraz... trwam w tym. I staram się dać z siebie jak najwięcej, chociaż boli, że nie odtrzymuję w zamian tyle ile mi trzeba. A szkoda. Tak niewiele mi trzeba do pełni szczęścia, jestem tak blisko i tak daleko jednocześnie.
Życie. W całej jego okazałości.