a tak.. coby monotonnie nie było.
koleżanka mija mnie na schodach i mówi 'zacznij jeść'. no wtf? a tak o szkole mówiąc - co zabierać ze sobą, żeby było w miarę sycące i mało kaloryczne? tak żeby dało się wysiedzieć te 7 godzin.. no i nie wracać do domu z chęcią rzucenia się na wszystko dookoła. ja zazwyczaj biorę małą ciemną bułkę z plasterkiem (albo pół) jakiejś chudej szynki drobiowej/z indyka, albo jak mam mniej lekcji jabłko/jakiś jogurt/nic, no ale wszystko się kiedyś nudzi, więc może macie jakieś inne propozycje; p..
p.s. zakochałam się w zielonej herbacie z opuncją figową, jest po prostu przepyszna<3. i ten zapach, mm..
~~~
miałyście kiedyś tak, że byłyście z kimś nie czując 'tego czegoś'? chłopak starał się o mnie od września/października. 'zdobył' mnie jakiś miesiąc temu. na początku - o matko, jak mi się marzyło z nim być.. wydawał mi się taki nieosiągalny, nieokrzesany, tajemniczy, inny, nie do zdobycia.. może dlatego tak bardzo go chciałam. pamiętam dokładnie te kilka dni 'motyli w brzuchu' i gadanie do samej siebie : 'NAPISAŁ!NAPISAŁ!NAPISAŁ!'. miękły mi kolana kiedy go widziałam. a później.. nie wiem. on zacząć coraz bardziej i bardziej zabiegać o mnie, starać się, robił się potulny, ułożony.. powoli wymazywał z moich myśli swój idealistyczny obraz i zastępował go tym realnym. wiem, że jestem głupia, ja to bardzo dobrze wiem. może zabrzmi to mało skromnie, ale niejedna dziewczyna mogłaby mi zazdrościć (i są takie, które zazdroszczą). jest niesamowicie kochany, stara się o mnie jak może, dba, zawsze patrzy tylko na moje potrzeby, powtarza, że teraz nie wyobraża sobie życia beze mnie, że nadaję mu sens, że jest mu przy mnie tak dobrze. wiem, że zrobiłby dla mnie wszystko.. na dodatek jest przystojny, wysportowany, inteligentny, dowcipny.. przestał opuszczać lekcje i zaczął trochę bardziej przykładać się do nauki (ta, teoretycznie;p), bo mówi, że teraz ma 'motywację'. oczywiście zostało w nim trochę tego 'zła', ale w stosunku do mnie jest.. 'posłuszny'? hah, istny ideał. tylko, że mnie to 'posłuszeństwo' czasem zwyczajnie irytuje. + u mnie chyba sprawdza się powiedzenie 'zakazany owoc smakuje najlepiej'.. poza tym, ja po prostu jestem dziwna. w jednej chwili nawet nie chce mi się z nim gadać, a w drugiej mam nieodpartą ochotę przytulenia się do niego.. moje uczucia przez te kilka miesięcy zmieniały się chyba ze sto razy. no właśnie, uczucia. nawet nie potrafię powiedzieć co do niego czuję. chciałabym czuć, że chodzę ponad chodnikami, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, że jest pięknie.. w końcu mam kogoś, komu cholernie na mnie zależy, więc chyba powinnam się tak czuć!? tylko, że ja nie należę do tego typu osób.. nie przywykłam do 'bycia w związku'. nigdy tego nie chciałam, gdy tylko czułam, że robi się zbyt poważnie - uciekałam jak najdalej. uwielbiam czuć się wolna, swobodna, że mogę robić wszystko nikomu się nie tłumacząc.. nie zrozumcie mnie źle, jest mi dobrze, naprawdę, po prostu.. nie aż tak, jak powinno być. prześladuje mnie myśl, że będę z nim tylko dlatego, że nie będę chciała go skrzywdzić. już raz jedna to zrobiła i długo się otrząsał. nie chcę być kolejną, nie mogę mu tego zrobić..
no ale, póki co - jest jak jest. czyli mam kogoś wspaniałego, po prostu muszę nauczyć się to doceniać..
[wybaczcie mi ten wywód, kompletnie nie na temat, po prostu musiałam.xd nikomu nie każę tego czytać. ; )]