wchodzę dzisiaj do domu, patrzę - a tu czeka na mnie świeży, pachnący pączek [dzięki tato]. cóż, biedactwo wylądowało w śmietniku.. wzięłam kilka gryzów, pożułam i wyplułam. na obiad żurek. nalałam sobie jakieś pół małej miseczki [samą wodę ofc], zjadłam kilka łyżek i resztę [czyli ok. połowy] wylałam. poszłam też dziś z przyjaciółką do polo, ona kupiła pełno batonów [no cóż, promocja;d..] a ja się nie dałam, ha;>. wzięłam tylko twarożek chudy, w domu zmieszałam go ze szczypiorkiem i może zjem później 1 chrupkie z tym. i to tyle na dzisiaj. póki co opiłam się herbatą i czuję się peełna. wczoraj w sunie niepotrzebnie uczyłam się geografii, bo facet przełożył sprawdzian na jutro, no ale cóż.. niby 'będę więcej umieć', ale co z tego, skoro do jutra i tak wszystko zapomnę?XD bywa. a teraz lecę oglądać housa, bo wczoraj nie miałam czasu. trzymajcie się maleńkie;-* i z dala od jedzenia!:D