Kochamy ranić i rzucać słowa na wiatr
I od nowa się użalać nad sobą. Który to raz?
Samotność przytłacza i pojawia się kilka zmarch
Kilka siwych i drugie tyle przepitych szans
I znowu wkurzam się, kurde, męczy mnie stres
Swoje chore ambicje przez mandat odbija pies
Jak co wieczór z lodówy błękit rozjaśnia czerń
Życie nieprzewidywalne, jak strop osuwa się
Znam skrajne emocje od łez po śmierci bliskich
Jak wszyscy są głusi na Twoje prośby i krzyki
Jednym duszę leczy modlitwa, drugim narkotyki
Nosimy maski na twarzach, by skrywać blizny
Przecież łatwo dać się zwariować w tych czasach
Jak od rana w komunikacjach wkurza Cię ludzka masa
Chcemy tylko spokój i kogoś do kogo wracać
Żeby na stare lata spojreć w lustro i nie płakać..
Tak spotykamy się i poznajemy, nienawidzimy i kochamy
Często żałujemy tego, że się już poznamy
I rozstajemy, i znowu niszczymy plany
Wiem, to dużo czasowników, ale tylko czas nam leczy rany
Taa, i tak nie wyjdziesz na tym dobrze
Pieprz wyświechtane motta i cytaty z książek
Zostaw, a i tak pewnie kolejny raz dasz się zwariować
Bo znowu zaczynacie coś od nowa
Owinięci wokół palców
Kobiety, systemu i tej codzienności szarej
Kolejne noce nieprzespane
Lecz po co się zamartwiać, i tak wiemy już co będzie
Choć drogi nie te same, mamy jednak tysiące
Serc na osiedlach i każdy ma swój problem
Którego nie znasz. Miną kolejne dni, kolejne plany w głowach
Bo znowu zaczynamy coś od nowa..