Być księciem posiadania w galerii pogardy
i znosić twoje niedyskretne dyskrecje,
podczas gdy prosisz, abym to ja ustąpiła
i mieszasz flirt z wykalkulowanym spokojem dziwki
jestem arlekinem uczuć
ty gwałcisz moje uszy, moje sanktuarium
wchodzisz z butami w moje sny
buszujesz po dziennikach kradnąc myśli niewinności
gorączkowo przeglądasz listy z przeszłości,
odkrywając naiwność i dobroć dawnych przyjaciółek
w ten wymęczony delikatny sposób zadajesz pytania w pytaniach
zaglądając do odcieni zieleni, przez odcienie błękitu
ufam, że ty ufasz, że ja nie zaufam tobie
przez jedwabną mgłę do rozmazanego makijażu, pełno łez...
słońce o mocy czterdziestu wat oświetla ten dramat
potem ćmy oskarżeń, które krążą wokół światła
spalą swe skrzydła rozpoczynając spiralny samobójczy lot
spakujesz świat do walizki
gorące łzy stopią lodowaty zamęt
i rozpuszczą kryształ wydarty nocom
zaglądając do odcieni zieleni przrz odcienie błękitu
nie widzę już nic...