POWRÓCIŁAM! :D Jednak zamknęli mnie w szpitalu. Już myślałam, ze tam świra dostanę. Żartowałyśmy z dziewczynami, że pomylili nam oddziały, bo powinni nas położyć w psychatryku lub ganiać z kaftanami bezpieczeństwa :D Ja pewnego pięknego wieczora chciałam uciec ze szpitala z kroplówka, bo byłam bo niej "przywiązana" ;] Ale fajny stojaczek był. Taki na kółeczkach :D i mogłam sobie łazić. Tylko ręką nie mogłam ruszać, bo mnie napierniczała. Raz miałam zmieniany wenflon, bo kroplówka nie chciała mi skubana lecieć. Zatkała się. Albo opierała się o żyłę. Kto ją tam wie. Ale fakt, że miałam zmieniany. Na początku jak tam przylazłam to pobierali mi krew i wkładali ten wenflon. Oczywiście mamuśka wiedząc, że jestem przewrażliwiona poszła ze mną do łazienki. Nie zdążyła za mną drzwi kabiny zamknać, ja walnęłam się najpierw w drzwi, potem na tą zimną, twardą, kafelkową podłogę. Inaczej mówiąc - zemdlałam ;] I jak się walnęłam o tą podłogę to pierwsze moje pytanie do matki, jak mnie podniosła, było: "ile leżałam?" No bo mnie sie wydawało że leżę przynajmniej pół godziny. Potem mi mamuśka mówiła, ż ejakichś drgawek dostałam i wogóle wystraszyłam ją na śmierć. Była bledsza ode mnie :D Ale jakoś później doczłapałam do łóżka. Ale policzek mnie cholernie nawalał. Nazajutrz idę do łazienki, patrzę w listro i aż się sama wystraszyłam, jaką to sobie śliwę nabiłam. Teraz to mi ładnie schodzi, ale wcześniej to nie mogłam normalnie oka otworzyć :D I wyobraźcie sobie, jak można przeziębić się i nabawić jakiejś infekcji w SZPITALU? :D No to przecież chore jest. Już sobie z Pauliną żartowałyśmy, że to jakieś "Daleko od noszy" jest ;] Bo jej to codziennie wenflon zmieniali. Tak jej żyły pękały od tych gęstych antybiotyków, które jej szybko wstrzykiwali, że to szok jest. Już chciała się na własne żądanie wypisać, bo tak zrobili z nij jakąś narkomankę, tak miała całe ręce pokłute. Ale dobrze, że już jest w domu. Na sali została tylko Marietka. Szkoda mi było się z nią żegnać, bo my we trójkę zżyłyśmy się tak bardzo, że nie mogłyśmy się od siebie oderwać ;] Ale my mamy zupełnie inne poglądy na świat, a potrafiłyśmy tak współpracować (czyt. wytrzymywać w tym szpitalu) No i wogóle z tego punktu widzenia było nawet fajnie. Tylko gdyby nie te kroplówki i to szpitalne żarcie bez smaku...
Na zdjęciu jest siedmiomiesięczny Mateusz i ja. Ten to był gościu :) Naprawdę, super bobas :) I taki grzeczny :D Chciałam już go zabrać do domu, ale jego tatuś nie pozwolił ;( A szkoda :D
Teraz to się czuję dobrze. Tylko ciągle muszę na siłę pić, bo stwierdzili u mnie odwodnienie. Bo za mało piłam. Ech, coza lekarze...
Ale dobrze, że z sercem mam wszystko dobrze. Bo już coś podejrzewali, że jakoś poważnie chora jestem czy coś...
Jutro mam klasówkę z matmy. Nie nauczyłam się, bo nie miałam kiedy. Dopiero dziś wyszłam, a mamuśka mi nie przywoziła książek. Może jakoś napiszę. Albo napiszę kiedy indziej jak mi pozwoli.
Wogóle jeszcze lekcji nie odrobiłam. Jakoś nie mogę się za to zabrać. Za chwilę pewnie pójdę odrabiać...
No to lecę... Papapa :*