Ostatni czas jest dla mnie bardzo przełomowy, zwłaszcza dla moich poglądów i mojej osoby. Nowości wiążą się z małą nutką niepewności, a momentami potrafi się również wkraść wątpliwość z tym związana to wszystko dzieje się po to, by szukać dalej i nie przestawać wierzyć, że wszystko ma sens w danym okresie życia.
Z moim koniem dużo łatwiej jest odnaleźć się z nową wiedzą i podejściem, bo mamy solidne podstawy i to wszystko jakoś gra wprowadzamy, sprawdzamy, ewentualnie eliminujemy i dostrajamy, by to granie tworzyło naszą prywatną muzykę. Prawdziwy sprawdzian dla mnie zaczyna się wtedy, gdy dostaję konia, z którym zaczynam od zera jestem delikatnie zmuszona do ułożenia sobie w głowie wszystkiego co wiem i co nadal jest dla mnie świeże/choć czuję, że jest już na tyle moje, że nie mogę o tym zapomnieć, a pominięcie tego wiąże się z oszukaniem siebie. I przychodzi ten czas, gdy stajesz z nieznanym zwierzakiem na placu i możecie robić co tylko chcecie, i wtedy zaczyna się naprawdę intensywne myślenie /nie tylko dostosowanie tej wiedzy do danego konia, jego możliwości psychicznych i fizycznych/ale również zgoda między mną a moimi poglądami /mną a koniem /mną a właścicielem. I wiecie co? Dużo bardziej dostrzegam w tym momencie na czym stoję, co tak naprawdę we mnie wsiąkło, a co ze mnie się totalnie ulotniło /w którym kierunku chcę podążać na daną chwilę i w czym się bardziej rozwinąć.
Cieszę się, że właśnie teraz mam przy sobie te konie, przy których moja osoba jest ciągle wystawiana na próby oraz tego mojego jedynego, przy którym zawsze czuję się najlepiej